Ewa Sobotowska
TYTUŁ:
Jak mój dziadek zaskoczył Hitlera
WYDAWNICTWO:
Novae Res
LICZBA STRON:
302
W 1936 roku odbyły się Letnie
Igrzyska Olimpijskie w Berlinie. Pierwszy raz nakręcano to wielkie, sportowe
wydarzenie, by potem transmitować je rodakom w niemieckiej telewizji. Olimpiada ta przeszła jednak do historii z
zupełnie innego powodu. Bohaterem zawodów lekkoatletycznych stał się
czarnoskóry Jesse Owens, który zdobył 4 złote medale olimpijskie. Wbrew
zapowiedziom złagodzenia polityki rasistowskiej przez wzgląd na trwające
igrzyska, Adolf Hitler nie podał ręki temu medaliście. By uniknąć konfrontacji
z (w jego mniemaniu) reprezentantem podludzi, wyjechał ze stadionu przed
dekoracją Owensa.
Tak się składa, że na berlińskie igrzyska pojechał również
Polak. Józef Kiszkurno reprezentował nasz kraj na strzelnicy w Wannesee pod
Berlinem. Największą nadzieją na medal w tej dyscyplinie był dla Hitlera jego
rodak Schӧbel.
To dla niego kanclerz przewidział hojne wynagrodzenie za zwycięstwo. Jakież
było zaskoczenie führera, kiedy jadąc na ceremonię wręczenia olimpijskiego
medalu, dowiedział się, że złoto zdobył Polak! Jak się pewnie domyślacie, wszystkie
przewidziane dla Niemca nagrody, wróciły do sztabu Hitlera. Józef Kiszkurno
otrzymał jednak swój krążek i złoconą paterę ufundowaną przez kanclerza Rzeszy.
O tym i wielu innych, fascynujących epizodach z życia swojego dziadka opowiada
nam Ewa Sobotowska w swojej debiutanckiej książce pt.: Jak mój dziadek
zaskoczył Hitlera.
O samej autorce możemy powiedzieć
wiele, ale dopiero po przeczytaniu jej książki. Na wstępie wystarczyć Wam
powinno, że Sobotowska (zodiakalna Waga) jest świetną tłumaczką języka angielskiego i ma na swoim
koncie współpracę z Andrew Carrollem, dla którego zbierała i tłumaczyła listy
wojenne. To one stały się kanwą jego książki pt.: Behind the Lines. Do tej
pory opowiadania i próby poetyckie autorki pisane były raczej do szuflady.
Dopiero namowy męża przekonały Sobotowską, że historią swojego rodu powinna
podzielić się z innymi. Tak powstała świetna saga rodziny Kiszkurno, w której
pierwsze skrzypce gra dziadek, czyli Mistrz.
Więź istniejąca pomiędzy Ewą a
jej dziadkiem jest naprawdę godna pozazdroszczenia. Odkąd autorka przyszła na
świat, jej Mistrz nazywał ją swoim Milionem. Nauczył ją tego, co najlepiej
potrafił – strzelectwa i myślistwa. Pokazał jej niezgłębione tajemnice lasu i
wyjaśnił, jak współistnieć z przyrodą. Mimo tego Jak mój dziadek zaskoczył
Hitlera nie jest peanem na cześć tytułowego bohatera. To raczej kolejna
historia rodziny, która przeżyła ciężkie dla historii Polski czasy. To saga
rodu, który nękany zawieruchą wojenną, musiał opuścić białoruskie strony i
przenieść się do Wielkopolski, by potem stale zmieniać miejsce zamieszkania.
Autorka na prawie 300 stronach powieści zawarła te epizody z życia swoich
bliskich, które najbardziej utkwiły jej w pamięci. Najwięcej przedstawionych
opowieści dotyczy działalności dziadka. Dzięki paterze zdobytej na Olimpiadzie
w Berlinie, Mistrz uratował przed śmiercią wielu ludzi znajdujących się w
Treblince, Chełmku, czy Majdanku. Ba,
udał się z nią nawet do samego Hansa Franka urzędującego na Wawelu, by uwolnić
z więzienia sporą grupę żołnierzy AK. Ta olimpijska pamiątka przynosiła jak
widać szczęście nie tylko jej zdobywcy.
Narracja prowadzona przez autorkę
rozpoczyna się jeszcze przed jej narodzinami, a kończy na śmierci Mistrza. Te
kilkadziesiąt lat, które udało się Sobotowskiej sportretować w swojej książce,
mówi bardzo wiele o rodzinie Kiszkurno. Była to z pewnością familia dość
zamożna, skoro Ewa i jej siostra Joanna miały zapewnioną opiekę niani. Ponadto
Mistrz i babcia naszej autorki pomieszkiwali najczęściej w pałacykach lub
dworkach, z których Sobotowska upodobała sobie najbardziej ten znajdujący się w
Borach Tucholskich. Również stanowiska zajmowane przez mężczyzn z rodu
Kiszkurno potwierdzają wysoki status materialny tej rodziny. Jednak w
burzliwych latach wojny, a potem Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej nawet
majętność nie dawała gwarancji spokojnego życia. Dlatego też opowieść snuta
przez autorkę niejednokrotnie wzrusza do łez, zwłaszcza zimą – pechową dla tej
rodziny porą roku, z którą nieustannie idzie w parze śmierć.
Moja przygoda z książka
Sobotowskiej rozpoczęła się dosyć prozaicznie. Chwytliwy tytuł i zapowiedź na
okładce książki przekonały mnie do jej przeczytania. Dopiero potem
zorientowałam się, że przednią część okładki stanowi reprodukcja obrazu jednego
z moich ulubionych polskich malarzy-Juliana Fałata. Tokujące cietrzewie wprost zapraszają nas do lasu. A jeśli już jesteśmy w lesie, to
dlaczego nie zapolować? Oddałam się więc lekturze bez reszty, zwłaszcza, że
wstępem do niej są słowa jednego z najwybitniejszych Polaków w historii.
Krótkie motto Józefa Piłsudskiego zapraszające do lektury brzmi następująco: Historię
swoją piszcie sami, bo inaczej napiszą ją za was inni i źle. Autorka kierując
się tymi słowami, przedstawiła nam nie tylko losy swojej rodziny, ale również
przemiany zachodzące w dziejach naszego kraju.
Na końcu urzekła mnie również opisana przez Sobotowską podróż do Rosji i
obowiązkowa wizyta w Mauzoleum Lenina. Przyznam, że trochę zazdrościłam pisarce
obcowania z wodzem rewolucji, nie mniej jednak w pełni rozumiem jej antypatię wobec towarzysza
Włodzimierza i jego pobratymców oraz mało przychylny stosunek wobec naszego
wschodniego sąsiada. By dopełnić całości opisu tej książki, wspomnieć należy
również o fotografiach. Sobotowska podobnie jak wcześniej Janusz Pawłowski
w książce Mój zegar niesłoneczny dołącza do swej publikacji zdjęcia pochodzące z rodzinnego archiwum. Znajdziemy na
nich różnych członków rodziny Kiszkurno, a niejednokrotnie nawet samą autorkę.
Myślę, że właśnie fotografie nadają tej pozycji tak ogromne znamię
autentyczności.
Jak mój dziadek zaskoczył
Hitlera to książka dla każdego, kto nie broni się przed poznaniem historii
kolejnej rodziny wielokrotnie doświadczanej przez los. Chwile wzruszenia
przeplatają się w tej książce z momentami wielkiej radości. Obserwujemy na
kartach narodziny, ale również zgony. Widzimy, jak kwitną miłości i
jak wygasają kolejne uczucia. Przede wszystkim poznajemy jednak piękno lasu,
uczymy się od Mistrza harmonii z naturą i podpatrujemy znakomitego strzelca
podczas polowań. Czego chcieć więcej? Może tylko tego, by historia tak szybko
się nie skończyła. Mogłabym szukać w tej książce jeszcze wielu ukrytych sensów,
którymi próbowałabym Was do niej przekonać, ale po co? Myślę, że Ewa Sobotowska
i rodzina Kiszkurno sami zadbają o Waszą aprobatę.
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa:
Zrobił wujka Adolfa na cacy,
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że przy okazji
Nie strzelił mu do glacy ;D
Szkoda, bo wtedy to i mnie by zaskoczył. :D
UsuńZazdroszczę autorce, że miała taki dobry kontakt z dziadkiem. Myślę, że książka by mnie wciągnęła :)
OdpowiedzUsuńOd kiedy zobaczyłam gdzieś okładkę tej książki - po prostu czekałam, aż ją zrecenzujesz:) Teraz mnie zachęciłaś do jej kupna.
OdpowiedzUsuńWiedziałaś, że nie mogę przegapić niczego, co może choćby pośrednio dotyczyć historii. :P
UsuńNiesamowita książka, niesamowita historia. :) Strasznie podoba mi się motto Piłsudskiego - kapitalne.
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki o takiej tematyce. Muszę ją przeczytać!
OdpowiedzUsuńO książce już słyszałam i również mnie zaciekawił tytuł. A tu się okazuje, że to historia rodziny, a nie opowieści o Hitlerze. Pomimo to, z chęcią bym ją przeczytała, bo lubię tę tematykę. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę sobie zapisać tytuł tej książki i się za nią rozejrzeć. Tematyka jak najbardziej "moja", dlatego nie może mnie ominąć lektura tej powieści ;)
OdpowiedzUsuńCoś bardzo ciekawego kształtuje się w mojej głowie na podstawie przeczytanej recenzji. Zdaje mi się, że książka ta jest naprawdę fantastyczną lekturą :) Trochę historii, trochę anegdotek, trochę ciekawostek - nic, tylko czytać.
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze, że Polak wygrał z tym Niemcem. Jestem z niego dumny. :)
OdpowiedzUsuńJózef Kiszkurno nie zdobył złotego medalu olimpijskiego, był natomiast trzykrotnym mistrzem świata
OdpowiedzUsuńhttp://www.olimpijski.pl/pl/bio/951,kiszkurno-jozef.html
Do Anonimowy ....Nie dokładnie prześledziłeś historię ....zawody odbyły się w trakcie trwania olimpiady 1936 i zwycięzcą był Józef Kiszkurno.(medal był traktowany na równi z olimpijskim..... ponieważ dyscyplina ta nie była olimpijską od 1928r.nie była ujęta w sprawozdaniach z olimpiady)
OdpowiedzUsuń