środa, 30 grudnia 2015

Jesień życia w "Ustroniach" ["Migdałowy aromat"-Anna Nejman]

Czy kiedykolwiek myśleliście nad tym, jak będzie wyglądała wasza jesień życia? Czy zastanawialiście się, gdzie i w jaki sposób spędzicie ten czas? Jestem pewna, że większość z nas odkłada te refleksje na później, podczas gdy spokojną starość powinniśmy planować z wyprzedzeniem. Po co? Po to, by uniknąć samotności i odrzucenia ze strony bliskich. Wiedzieli o tym najlepiej bohaterowie powieści pt.: Migdałowy aromat, którzy zawczasu podpisali nietypowy pakt, cementujący ich przyjaźń do końca życia.

Czworo samotnych osób w podeszłym wieku wpada na wyjątkowo odważny pomysł. Postanawiają zamieszkać razem i opiekować się sobą nawzajem do śmierci. By zrealizować swój plan, kupują dom, który z "Umieralni" bardzo szybko stanie się "Ustroniami", czyli ustronnym miejscem na spokojną starość. W tym pachnącym migdałami otoczeniu Henryk, Walter, Gina, Helenka i mały piesek zwany Murzyniem przeżyją wiele wzruszających chwil, o których czytelnicy dowiedzą się dzięki korespondencji zachowanej wewnątrz wspomnianego przybytku. Osobą, która odnajdzie listy Heleny Wilczek pisane przez lata do swojej wnuczki Marlenki, będzie Eliza, córka Henryka i zarazem najważniejsza bohaterka tej powieściowej historii.

Eliza pojawia się w "Ustroniach" nieprzypadkowo. Planuje bowiem spisanie losów tego wspaniałego miejsca i jego sympatycznych mieszkańców. Nie spodziewa się jednak, że oprócz przejmującej historii czworga przyjaciół, znajdzie w Sussex również miłość. Tego, kto będzie jej szczęśliwym wybrankiem i w jaki sposób miłosna historia Elizy łączy się z "Ustroniami" dowiecie się podczas lektury Migdałowego aromatu.

Jako osoba sceptycznie nastawiona do powieści obyczajowych, nie zachwyciłam się Migdałowym aromatem od razu. Losy nieco zagubionej uczuciowo Elizy nie przesądziły o mojej pozytywnej opinii na temat tej książki. Sytuacja zmieniła się dopiero wtedy, gdy bohaterka zaczęła analizować korespondencję między babcią a wnuczką, która miała być źródłem do napisania powieści o życiu w "Ustroniach". Kilkadziesiąt listów, znajdujących się na kartach tej książki wzruszyło mnie do łez i przypomniało, jak piękna była niegdyś kultywowana przez naszych przodków ars epistolandi. Dla tych emocji towarzyszących mi podczas czytania tej korespondencji, byłabym gotowa przeczytać Migdałowy aromat nawet kilkadziesiąt razy. 

Wbrew uprzedzeniom, które towarzyszyły mi przed rozpoczęciem lektury, historia autorstwa Anny Nejman podbiła moje serce. To pełna ciepła opowieść o miłości, przyjaźni i poświęceniu względem drugiego człowieka. Wydarzenia spisane na kartach tej książki mogły przydarzyć się nam wszystkim. Chyba właśnie na tym polega sekret dobrej powieści, że każdy czytelnik może podczas jej czytania poczuć się jednym z bohaterów. Ja wyobrażałam sobie, że jestem Murzyniem, a Wy, kim będziecie? Przekonajcie się sami.

AUTOR:
Anna Nejman
TYTUŁ:
Migdałowy aromat
WYDAWNICTWO:
LICZBA STRON:
504


, , , ,

wtorek, 29 grudnia 2015

Dobro zawsze powraca ["Szczęście do wzięcia"- Jason F. Wright]

Minął już ten czas. Za nami świąteczna gorączka, zakupy w biegu i godziny spędzone na przygotowaniu się do tego magicznej atmosfery. Po tej intensywnej bieganinie warto się na chwilę zatrzymać i zwrócić uwagę na Szczęście do wzięcia, pozycję, która znakomicie wpisuje się w obecny jeszcze w naszych głowach świąteczny klimat, a do tego rozpoczęła wielką akcję charytatywną, dając niewidomym dzieciom nadzieję na czerpanie przyjemności z lektury. 

Wydawnictwo WAM, które wprowadziło na rynek Szczęście do wzięcia organizuje wielką zbiórkę pieniędzy na wydanie brajlowskich książek, odpowiednio dostosowanych do potrzeb niewidomych czytelników. I choć wokół tej akcji pojawiło się ostatnio mnóstwo nieporozumień, to sam pomysł i jego realizacja jest dla mnie na tyle przekonująca, że i ja pragnę opowiedzieć Wam co nieco, o pozycji, której zakup może być dla innych szansą na obcowanie z obiecującą lekturą.

Główną bohaterką tej krótkiej opowieści jest Hope, która w pewne sylwestrowe popołudnie zostaje porzucona przez biologicznych opiekunów w maleńkiej restauracji przy drodze krajowej nr 4. Tam, dzięki dobroci samotnej Louise, znajduje swoją nową mamę, która do końca swych dni będzie dla Hope jedyną rodziną. Jednak to nie o relacji między dzieckiem a jego przybraną matką chce nam opowiedzieć narrator tej historii. Przedmiotem jego opowieści staje się rodzina Maxwellów, z którymi Hope, jako wzięta dziennikarka ma przeprowadzić tajemniczy wywiad. Nasza bohaterka nawet nie spodziewa się, że dom, do którego trafi ze względów zawodowych, stanie się dla niej tak ważny. Wydarzy się jednak coś, co zaburzy względną sielankę panującą w powieści. Wszystkich, którzy pragną odkryć, co łączy Hope z Maxwellami, zachęcam do lektury wzruszającej historii autorstwa Jasona F. Wrighta.

Koncept powieściowy zastosowany przez autora Szczęścia do wzięcia jest powszechnie znany czytelnikom na całym świecie. Mamy tu kochającą się i gotową do poświęceń rodzinę Maxwellów, która doświadczyła w swoim życiu trosk i cierpień, a potem postanowiła je "przekuć" w coś dobrego. Tak powstała idea bożonarodzeniowego słoika, źródła rodzinnych oszczędności, który co roku zwiększał swoją objętość i był ostatnią deską ratunku dla osób obdarowanych jego zawartością. Wręczanie tego wartościowego słoika, nie byłoby jednak niczym wspaniałym, gdyby nie fakt, że każdy jego nowy właściciel automatycznie stawał się darczyńcą udzielającym pomocy drugiej osobie przy okazji kolejnych świąt Bożego Narodzenia. Tak narodziła się dobroczynna tradycja, która mimo swej prostoty, nadal urzeka czytelników i raz jeszcze wprowadza nas w magiczny nastrój tych wyjątkowych świątecznych dni.

Podczas lektury Szczęścia do wzięcia, miałam nadzieję na to, że główna bohaterka kiedyś dowie się, dlaczego została porzucona i spotka swoich prawdziwych rodziców. Narrator tej opowieści zręcznie manipulował faktami z biografii Hope i długo trzymał mnie w niepewności co do jej dalszych losów. Ku mojemu zaskoczeniu, finał tej książki odkrył przede mną zupełnie inne oblicze naszej dziennikarki. Nie da się ukryć, że przy czytaniu ostatnich kart powieści, wzruszenie i nostalgia nie opuszczały mnie ani na chwilę. Piękno opowiedzianej czytelnikom historii ukryte w prostych słowach, czyni tę książkę pozycją ponadczasową, skierowaną do czytelników na całym świecie. Wystarczy tylko znaleźć w sobie chęć, by poznać przewrotne losy małej dziewczynki, która na naszych oczach stanie się wspaniałą, skłonną do poświęceń kobietą.

Wszystkim chętnym polecam tę pouczającą i wzruszającą lekturę.

AUTOR:
Jason F. Wright
TYTUŁ ORYGINALNY:
Christmas Jars
TYTUŁ POLSKI:
Szczęście do wzięcia 
PRZEKŁAD:
Zbigniew Kasprzyk
WYDAWNICTWO:
LICZBA STRON:
168



, , , ,

niedziela, 27 grudnia 2015

Internetowe i mobilne podboje miłosne ["Wyznania randkowiczki"- Rosy Edwards]

W codziennej pogoni za pieniędzmi i karierą nie łatwo znaleźć czas na miłość, a jeszcze trudniej wybrać spośród wielu tę osobę, która będzie właśnie taka jakiej szukamy. Z tym problemem borykają się ludzie na całym świecie, nic więc dziwnego, że poszukiwania drugiej połówki stały się głównym tematem zabawnej i pełnej ciekawych zwrotów akcji powieści Rosy Edwards pt.: Wyznania randkowiczki, która z pewnością umili czytelnikom długie, jesienno-zimowe wieczory.

Rosy, na co dzień pracująca w agencji PR, nie ma szczęścia do facetów. Jej internetowe poszukiwania co i rusz kończą się klęską. Nasza bohaterka traci już nadzieję, że gdzieś na świecie jest jeszcze jej wymarzony mężczyzna. Wtedy właśnie po raz pierwszy postanawia wykorzystać media społecznościowe i założyć konto na jednym z randkowych portali. Gdy kolejne spotkania z mężczyznami okazują się fiaskiem, Rosy sięga po ostatnią deskę ratunku - aplikację mobilną o nazwie Tinder, która ma odmienić jej życie. Czy dzięki niej nasza bohaterka odnajdzie swoje szczęście? Przekonajcie się sami podczas lektury przygód tytułowej randkowiczki.

Nasza rudowłosa bohaterka o figurze, której daleko do ideału, nie jest sama na polu walki. Jej najlepsza przyjaciółka, określana mianem BF również próbuje odnaleźć miłość dzięki wynalazkom techniki. Obie panie muszą zmierzyć się z przewrotnym losem i zmagać z własnymi słabościami. Śledzenie ich poczynań to wspaniała rozrywka dla kobiet w każdym wieku. Dlaczego tylko dla kobiet? Bo to płeć piękna wie najlepiej, ile czasu i poświęceń wymaga znalezienie odpowiedniego partnera.

Wyznania randkowiczki niemal od pierwszych chwil wzbudzą zainteresowanie czytelniczek, bo to książka, która po trosze opowiada o przeżyciach miłosnych każdej z nas. Randki Rosy skumulowane na kartach tej pozycji mogły przydarzyć i z pewnością przydarzyły się nie jednej dziewczynie na świecie. I choć nawet przed sobą się do tego nie przyznajemy, czasem same czujemy się jak nasza bohaterka, która kierując się wytworzonym w swej głowie obrazem mężczyzny, nieustannie poszukuje księcia z bajki. Zakończenie tej książki jest znakomitym dowodem na to, że najlepsze bajkowe wątki pojawiają się w naszym życiu zupełnie nieoczekiwanie. Jesteście ciekawi, jak było w przypadku Rosy? Sprawdźcie to same!

Rosy Edwards to pisarka, która stworzyła znakomitą książkę o kobietach i dla kobiet. Opowieść pisana z perspektywy głównej bohaterki bawi i wzrusza, a przy tym na kilka godzin odrywa nas od naszych codziennych trosk i prowadzi prosto w skomplikowane życie sympatycznej Rosy. Wyznania randkowiczki to książka, obok której żadna kobieta nie przejdzie obojętnie. Jeśli zatem jesteście gotowe na zmierzenie się z demonami przeszłości, to gorąco zachęcam Was do lektury przygód naszej rudowłosej bohaterki. 


AUTOR:
Rosy Edwards
TYTUŁ ORYGINALNY:
CONFESSIONS OF A TINDERELLA
TYTUŁ POLSKI:
Wyznania randkowiczki
WYDAWNICTWO:
LICZBA STRON:
392


, , , ,

sobota, 5 grudnia 2015

O życiu w Czeladzi - mieście bez dworca ["Futbol i cała reszta"-Przemysław Rudzki]

Czytałam już w swoim życiu wiele książek. Wśród nich były i takie, w których bohaterem było miasto. Zawsze jednak akcja rozgrywała się w pokaźnych rozmiarów aglomeracjach lub na bezimiennych wsiach, których wiele na całym świecie. Podczas wertowania tych wszystkich tomów, marzyłam, by znaleźć choć jedną książkę o mojej rodzinnej miejscowości. Szybko wracałam jednak ze świata marzeń, bo któż chciałby pisać o najstarszym mieście Zagłębia Dąbrowskiego, w którym nie ma nawet dworca PKP? A jednak! Z uśmiechem na ustach mogę powiedzieć, że Czeladź ma już swojego pisarza, a jest nim znany dziennikarz i komentator sportowy, Przemysław Rudzki, spod którego pióra wyszła niedawno druga już książka o wymownym tytule Futbol i cała reszta.

Ta powieść to historia chłopców z (tak bliskiego memu sercu) rocznika `77, którzy dorastają w latach 80. i 90.-tych na czeladzkich osiedlach. Tytus, Truskawa, Żaba, Mały i Kuna niczym nie różnią się od innych nastolatków z całego kraju. Naszym bohaterom również przyszło żyć w czasach, kiedy banany były niedostępnym rarytasem, najlepsze towary można było dostać w Pewexach, a kolejki do piekarni miały po kilkaset metrów. Tyle, że literaccy bohaterowie tej książki dojrzewali w mieście, w którym znam niemal każdy kąt i dlatego właśnie są tak mi bliscy.

Przemysław Rudzki na kartach Futbolu i całej reszty zatrzymał czas. Dzięki niemu historie opowiadane mi przez rodziców i brata odżyły na nowo. Raz jeszcze wróciłam do momentu, gdy blaszak był najpopularniejszym butikiem w mieście, a młodzi chłopcy nie musieli pić piwa, by kolekcjonować puszki. Wraz z bohaterami książki uczestniczyłam w otwarciu Ambasadora (pierwszej dyskoteki w mieście) i z drżeniem serca śledziłam losy Kuny, zaangażowanego w szemrane interesy. Podczas tych kilku godzin lektury i poznawania perypetii bohaterów, czułam się jak jedna z nich, dziewczyna z pokolenia 30. 40.-latków, którzy jeszcze tak niedawno wierzyli, że świat stoi dla nich otworem. I choć zderzenie z rzeczywistością niejednokrotnie było dla nich bolesne, to ich historia opowiedziana przez Czeladzianina robi na czytelnikach piorunujące wrażenie i nie pozwala o sobie zapomnieć jeszcze długo po jej lekturze.

Jeśli myślicie, że autor zdradzi Wam swoje tajemnice z młodości, to z góry uprzedzam, że na to nie ma co liczyć. Nasz narrator nazywa siebie "jednym z nich" podkreślając, że wśród wyborowego grona wspomnianych wyżej bohaterów, nie zabrakło i jego: człowieka, który łączy w sobie cechy TytusaTruskawyŻabyMałego i Kuny. Bez indywidualizowania i prywatnych wybiegów, za to z wyjątkową szczerością i ironią - tak Rudzki pisze o swoim pokoleniu, o "dzieciach PRL-u", dorastających gdzieś obok problemów ówczesnego świata.

Mogłabym godzinami zachwycać się nad niemym bohaterem tej powieści, jakim jest moje (i autora) rodzinne miasto, gdyby nie fakt, że Czeladź widziana oczami narratora a zarazem bohatera książki to miejsce destrukcyjne, z którego koniecznie trzeba się wyrwać. Bo choć to właśnie w tym mieście Tytus, Truskawa, Żaba, Mały i Kuna stawiali swoje pierwsze kroki i odkrywali w sobie miłość do tytułowego futbolu, to ostatecznie wszyscy oni opuszczają Czeladź, by podbijać Wyspy Brytyjskie. Może to i dobrze, bo dzięki temu, wspomnienia dni spędzonych w rodzinnym mieście nabrały na kartach książki nowego znaczenia.

Futbol i cała reszta będzie wyjątkowo sentymentalną lekturą dla trzydziesto- i czterdziestolatków, którzy odnajdą w tej książce odbicie własnego dzieciństwa i burzliwej młodości przeżytej w czasach minionego ustroju politycznego. Nie ważne, czy pochodzicie z Zagłębia Dąbrowskiego, czy też swoje najmłodsze lata spędziliście nad Bałtykiem. Wasze przeżycia pokoleniowe są takie same. Macie ochotę raz jeszcze powspominać najmilsze momenty z przeszłości? Gorąco zachęcam Was do przeczytania książki Przemysława Rudzkiego, która w mojej, skorej do wspominania rodzinie, bije prawdziwe rekordy popularności.


AUTOR:
Przemysław Rudzki
TYTUŁ:
Futbol i cała reszta
WYDAWNICTWO:
LICZBA STRON:
320 



, , , , , ,

niedziela, 29 listopada 2015

Legendy kulinarne z imperium Habsburgów ["C.k. kuchnia"- Robert Makłowicz]

Drodzy Książkofile i Maniacy Kulinarni, zbliżają się święta, a wraz z nimi szaleństwa kuchenne i wiele okazji do wręczania prezentów. Jeśli jeszcze nie wiecie, jak połączyć przyjemne z pożytecznym, to polecam Wam ten oto przepis: sięgnijcie po wznowienie książki Roberta Makłowicza pt.: C.k. kuchnia i sprawcie sobie czytelniczo-kulinarną przyjemność na te zbliżające się zimowe wieczory. Nim jednak sami zagłębicie się w tej wspaniałej lekturze, uchylę Wam rąbka tajemnicy przedstawiając największe zalety kulinarnej pozycji jednego z najpopularniejszych kucharzy w Polsce.

Imperium Habsburgów było nie tylko konglomeratem narodów, kultur i zwyczajów. Jego różnorodność przejawiała się przede wszystkim w kuchni, do której: Węgrzy wnieśli paprykę oraz sposób smażenia mięsa na smalcu wieprzowym, Czesi- całą paletę knedli i knedelków, Polacy - kwaśną śmietanę, kiszone ogórki i grzyby. Włosi upowszechnili wśród c.k. poddanych makaron, ryż oraz lody, a południowi Słowianie - przejęty od Turków zwyczaj pieczenia mięsa na ruszcie. Gdy dodamy do tego kuchnię wiedeńską z jej perfekcyjnym przyrządzaniem cielęciny, strudlem i tortem Sachera, otrzymamy wreszcie pełen obraz owego raju. Właśnie o tym kulinarnym edenie obfitym w niesamowite potrawy pieszczące nawet najbardziej wybredne podniebienia opowiada nam Robert Makłowicz. Czyni to jednak w tak skutecznie, że nie sposób się oprzeć pragnieniu przygotowania choćby jednego wyśmienitego dania z tej książki. I tak zupełnie mimowolnie wpadamy w wir sałatek, zup, potraw rybnych i mięsnych, dań z mąki i kasz, a także pobudzających kubki smakowe deserów, których kosztowali wielcy ludzie minionych stuleci. Przepisy na te rarytasy rodem z państwa Habsburgów byłyby jednak niewiele warte, gdyby nie wspaniałe, historyczne opowieści opublikowane na kartach tej książki. Nie brak tu żartobliwych scenek "przy jedzeniu" i legend na temat niezwykłych właściwości potraw, np. sałatki z wątróbek drobiowych. To tym opowiastkom Robert Makłowicz zawdzięcza swoją popularność telewizyjną, dlatego też nie mogło ich zabraknąć w kolejnej pozycji naszego kucharza. Dzięki nim C.k. kuchnia to coś więcej niż książka kucharska dla wtajemniczonych.

Wśród 87 przepisów zebranych w C.k. kuchni próżno szukać błędów i tak nie możliwych do wychwycenia przez amatorów tego rzemiosła. Jestem jednak pewna, że ten zbiór to przemyślana kompozycja, której walory docenią nawet kulinarni sceptycy. Bo choć meandry kuchennych praktyk mogą niektórych czytelników skutecznie przestraszyć, to na pewno zainteresują Was frontowe listy, w których to Zugsführer R. Makłowicz opowiada o swoich (nie tylko tych kuchennych) perypetiach w cesarskiej armii. Ta korespondencja rozbawi Was do łez i nie pozostawi złudzeń co do talentu pisarskiego naszego rodaka.

Nawet ja, na co dzień trzymająca się z dala od kuchennych pieleszy, byłam pod wrażeniem książki Makłowicza. Nigdy wcześniej nie miałam w rękach książki kucharskiej, która jednocześnie opowiadałaby anegdoty historyczne i radziła, jak przygotować najbardziej wyszukane potrawy. Jej autor ujął mnie swoją wiedzą na temat imperium Habsburgów, ironią i niebanalną wyobraźnią, która pozwoliła mu połączyć wszystkie wątki w jedną całość. Dlatego właśnie gorąco polecam Wam C.k. kuchnię, która sprawi, że będziecie mogli zachwycać się błyskotliwym żartem Roberta Makłowicza nie tylko podczas emisji jego telewizyjnego programu, ale zawsze wtedy, kiedy przyjdzie Wam na to ochota. 



AUTOR:
Robert Makłowicz
TYTUŁ:
C.k. kuchnia
WYDAWNICTWO:
LICZBA STRON:
232


, , , , , , , ,

czwartek, 12 listopada 2015

Leksykon bohaterów Polskiego Państwa Podziemnego ["Bohaterowie Państwa Podziemnego - jak ich znałem"-S. Korboński]

Polskie Państwo Podziemne nie mogłoby istnieć, gdyby nie odwaga ludzi, którzy je stworzyli. To oni, najpierw w podziemiu, później już w otwartej walce, robili wszystko, by uwolnić kraj od niemieckiej okupacji. Dziś już ich z nami nie ma. Pozostały po nich tylko wspomnienia i pamieć o bohaterskich czynach, których dokonali. O tych ludziach, którzy niegdyś walczyli o wolność ojczyzny, opowiada nam Stefan Korboński, autor książki pt.: Bohaterowie Państwa Podziemnego - jak ich znałem.

Ta niewielkich rozmiarów książka, to zbiór wspomnień i refleksji autora na temat ludzi, których znał i cenił. Szczera i pełna ciepła opowieść o bohaterach naszej ojczyzny stanowi materialny zapis ich wielkich, bezinteresownych czynów dokonywanych w obronie kraju. 

Tym, co wyjątkowo ujmuje czytelników w trakcie lektury tego leksykonu pióra Korbońskiego, jest prostota, z jaką autor opowiada o swoich relacjach z takimi sławami jak: generał Stefan Rowecki, Cyryl Ratajski, Kazimierz Pużak czy Jan Stanisław Jankowski. Korboński przedstawia ich w sytuacjach dnia codziennego, w prywatnych rozmowach i wśród grona najbliższych znajomych. Autorowi daleko do heroizacji swoich bliższych lub dalszych współpracowników. Jest raczej kronikarzem, który w swojej książce dokumentuje istnienie i działalność tych wielkich Polaków. 

Podczas czytania tej książki szczególnie cenne były dla mnie rozważania na temat ludzi, o których rzadko wspominają podręczniki szkolne, czy materiały publicystyczne. Mam tu na myśli krótką historie z życia major Janiny Karasiówny, pseud. "Bronka", szefowej łączności Komendy Głównej AK, która po wojnie utonęła w odmętach Gangesu, czy tragiczne losy marszałka Sejmu, Macieja Rataja, rozstrzelanego w Palmirach. To przez wzgląd na sylwetki tych osób, o których współcześnie często się zapomina, warto zagłębić się w lekturze tego wyjątkowo cennego zbioru.

Miłośnicy historii Polski i wszyscy, którzy pamiętają o bolesnych kartach przeszłości, jaka stała się udziałem naszej ojczyzny, będą zachwyceni książką Stefana Korbońskiego. Dla pozostałych Bohaterowie Państwa Podziemnego mogą być krótką lekcją patriotyzmu, którego z pewnością nie brakowało uwiecznionym na jej kartach bohaterom.



AUTOR:
Stefan Korboński
TYTUŁ:
Bohaterowie Państwa Podziemnego - jak ich znałem
WYDAWNICTWO:
LICZBA STRON:
220


, , , , , ,

wtorek, 10 listopada 2015

O przyjaźni i jej konsekwencjach ["Poduszka w różowe słonie"- Joanna Chmielewska]

Wyobraź sobie, że Twoje życie z dnia na dzień ulega absolutnej przemianie. Z przebojowej i niezależnej od nikogo kobiety stajesz się prawną opiekunką maleńkiej dziewczynki, której przyszłość zależy tylko od Ciebie. Sądzisz, że to niemożliwe? Taka właśnie historia przydarzyła się Hance, głównej bohaterce książki autorstwa Joanny Chmielewskiej pt.: Poduszka w różowe słonie

Poduszka w różowe słonie to książka, która dzięki staraniom Wydawnictwa MG już po raz drugi zagościła na księgarskich półkach. Czytelnicy niezaznajomieni dotąd z twórczością Joanny Chmielewskiej mają niebywałą okazję poznać jedną z najlepszych pozycji w twórczości tej autorki i przeżyć wiele wzruszających chwil w towarzystwie Hanki, małej Anki i kapryśnego Floriana, który zajmuje w tej historii wyjątkowo ważne miejsce.

To zdumiewające, w jak prosty sposób Chmielewska potrafi pisać o sprawach ważnych, często bardzo bolesnych. Przedwczesna śmierć matki, sieroctwo, próba odnalezienia się w tragicznej sytuacji utraty rodzica - oto problemy, z którymi boryka się mała Ania. Pod piórem naszej autorki to całe zło, które przydarza się małej bohaterce, staje się przyczynkiem do namnażania dobra. Tym dobrem obdarza malutką Anię, niejaka Hanka, kobieta samotna, daleka od wizerunku "matki Polki". Jesteście ciekawi, jak Hanka poradzi sobie z nową sytuacją i czy podoła roli "mamy zastępczej"? Jeśli tak, to serdecznie zachęcam Was do lektury tej pełnej ciepła opowieści, która od pierwszych stron utwierdza czytelników w przekonaniu, że dla prawdziwej przyjaźni jesteśmy gotowi do wszelkich poświęceń.

Ania to nie jedyny "kłopot" głównej bohaterki. Okazuje się, że kobieta celowo stroni od mężczyzn i robi wszystko, by nie zaangażować się w żadną emocjonalną relację. Duchy przeszłości nie pozwalają jej odnaleźć prawdziwej miłości, a "niespodziewane macierzyństwo" z pewnością nie ułatwia Hance tego zadania. Mimo tych przeciwności losu, kobieta idzie za głosem serca i powoli otwiera się na innych. Dzięki tej przemianie Hanka zyskuje dużo więcej niż miłość czy poczucie bezpieczeństwa. Staje się częścią rodziny, o której w głębi duszy marzyła.

Poduszka w różowe słonie wzruszyła mnie do łez. Historia małej Ani kilka miesięcy temu przydarzyła się również mnie. I choć wcale nie jestem już małą dziewczynką, to doskonale znam emocje, jakie towarzyszą dziecku, które traci rodzica. O tych właśnie emocjach, których ja nie potrafiłabym wyrazić słowami, Chmielewska opowiada w sposób godny podziwu. Autorka udowadnia tym samym, że jedyne, czego nam potrzeba po stracie bliskich to obecność drugiego człowieka, który rozumie nasz ból i jest gotów wspierać nas w tych trudnych życiowych momentach.

Gdybym miała polecić Wam jedną książkę w twórczości Joanny Chmielewskiej, bez wątpienia wybrałabym Poduszkę w różowe słonie, bo to powieść, w której rozpacz miesza się ze szczęściem, a traumatyczne wydarzenia z życia bohaterów stanowią jedynie początek ich nowego, lepszego życia. 


AUTOR:
Joanna Chmielewska
TYTUŁ:
Poduszka w różowe słonie
WYDAWNICTWO:
LICZBA STRON:
280


, , , ,

niedziela, 25 października 2015

Dzieciożerca i zatrute kiełbaski ["Dzieci gniewu"- Paul Grossman]

Są wśród nas tacy, którzy z wielkim zaciekawieniem pochłaniają jedynie skomplikowane fabularnie kryminały. Nie brakuje i tych, dla których prawdziwą przyjemnością jest czytanie powieści historycznych. Ja należę do obu tych grup i właśnie dlatego sięgnęłam po Dzieci gniewu, kryminał historyczny autorstwa Paula Grossmana. Ta książka od pierwszych stron wprowadza nas w mroczny świat przestępstw, które dzieją się na naszych oczach i to w zainfekowanym nazizmem Berlinie.

Którzyście byli umarli w upadkach i grzechach...
z przyrodzenia dziećmi gniewu 
(List do Efezjan 2,1.3)

Biblijny cytat to jedynie wskazówka, która pozwoli czytelnikom wniknąć w międzywojenną rzeczywistość niemieckiego Alexanderplatz, by poznać skrywane przed światem tajemnice zatrutych kiełbasek i dziecięcych kości porzuconych na berlińskich ulicach. W towarzystwie Williego Krausa, młodego, żydowskiego detektywa, przemierzymy najciemniejsze zakątki tego europejskiego miasta, by wymierzyć sprawiedliwość na winnym niecnych czynów Dzieciożercy i jego szemranej rodzinie. 

Dzieci gniewu to coś więcej niż kryminał historyczny. Odnajdziemy w tej powieści również wiele wątków społecznych, dzięki którym czytelnik będzie w stanie wniknąć w atmosferę międzywojennego Berlina. Bliskie relacje niemiecko - żydowskie, narodziny antysemityzmu i liczne prześladowania ludności żydowskiej opisane w tej książce utwierdzą nas w przekonaniu, że nienawiść wobec Żydów nie była jedynie wymysłem Hitlera, a wręcz przeciwnie: istniała na długo przed przejęciem władzy przez nazistów. To nietypowe studium stosunków społecznych, wplecione między poszczególne wydarzenia z powieści, stanowi podstawowy argument przemawiający za tym, by poświęcić kilka godzin na lekturę książki Paula Grossmana. 

Wątek kryminalny osadzony w ostatnich dniach istnienia Republiki Weimarskiej wydaje się z góry skazany na sukces. Napięta sytuacja polityczno - społeczna w stolicy Niemiec to przecież idealne tło do wszelkiego rodzaju zbrodni. Okazuje się jednak, że nawet najbardziej sprzyjające okoliczności mogą okazać się niewystarczające, jeśli fabuła będzie prowadzona w pozostawiający wiele do życzenia sposób. Bo choć historia zabójcy młodych chłopców początkowo mocno przykuwa naszą uwagę, to w dalszej części lektury pozostawiamy ten wątek na boku, skupiając się raczej na prześladowaniach rodziny Williego Krausa ze strony najbliższych sąsiadów. Trudno powiedzieć, co jest tego powodem. Czy zbyt mało emocji dostarcza nam policyjne śledztwo? A może wydarzenia społeczne nie ustępują miejsca wątkom kryminalnym? Jedno jest pewne. Im dłużej czytamy tę książkę, tym więcej ciekawostek w niej odkrywamy, a wtedy to, co wydawało nam się atrakcyjne na początku mimowolnie schodzi na dalszy plan. 

Pomijając wszelkie niedociągnięcia narracyjne tej powieści, jeszcze raz podkreślam, że Dzieci gniewu to interesująca (zwłaszcza dla miłośników historii) pozycja, która skrywa na swoich kartach znacznie więcej niż tradycyjne, popularne na rynku wydawniczym, kryminały. Jestem pewna, że w międzywojennym Berlinie nie zabraknie miejsca dla czytelników gotowych wejść w rolę współpracowników Williego Krausa, którzy wraz z nim będą odkrywać prawdziwe oblicze drugiego człowieka. Wystarczy tylko wziąć do ręki książkę Paula Grossmana i dać się ponieść magii słowa pisanego. Do zobaczenia w Berlinie!



AUTOR:
Paul Grossman
TYTUŁ ORYGINALNY:
Children of Wrath
TYTUŁ POLSKI:
Dzieci gniewu
TŁUMACZENIE:
Agnieszka Brodzik
WYDAWNICTWO:
LICZBA STRON:
368


, , , , , ,

sobota, 10 października 2015

Historia futbolu w pigułce ["Moja historia futbolu" - Stefan Szczepłek]

Jeśli jesteś fanem/fanką futbolu lub (jak w moim przypadku) Twoja druga połówka zrobi wszystko, by zobaczyć kolejny mecz swojej ulubionej drużyny, to mam dla Ciebie znakomitą wiadomość. Powstało bowiem drugie już wydanie książki, która zadowoli zarówno miłośników piłki nożnej, jak i osoby będące w stałym związku z maniakiem/czką futbolu. Mowa o pozycji autorstwa Stefana Szczepłka pt.: Moja historia futbolu. Ta książka otworzy przed Wami drzwi do całego mnóstwa meczów, które choć dziś należą już do przeszłości, na zawsze pozostaną w pamięciach wszystkich zafascynowanych tym drużynowym sportem.

Okazało się, że Stefan Szczepłek, znany dziennikarz sportowy, miłośnik futbolu i autor znakomitej biografii Kazimierza Deyny pt.: Deyna, Legia i tamte czasy [recenzja] ma  na swoim pisarskim koncie książkę stricte historyczną. Na kilkuset stronach Mojej historii futbolu znajdziecie wiele informacji na temat genezy najsłynniejszych drużyn piłkarskich, przebiegu stadionowych szlagierów, czy epizodów z życia popularnych na całym świecie piłkarzy. Pośród tych wiadomości nie zabraknie również miejsca na osobiste wspomnienia autora związane z futbolowym szaleństwem. A to wszystko opatrzone mnóstwem kolorowych ilustracji przedstawiających piłkarskie pamiątki z prywatnych zbiorów dziennikarza i fotografie najsłynniejszych gwiazd boiska. Nie da się ukryć, że ta książka to prawdziwy skarb wśród kompendiów wiedzy o futbolu. Oprócz kluczowych informacji dotyczących historii tego sportu, zawiera wiele autorskich dygresji, które pozwalają nam poczuć atmosferę rozgrywek piłkarskich i przekonać się, że mimo upływu czasu, magia futbolu nie przemija.

Moja historia futbolu stała się dla mnie biletem do podróży po świecie. Dzięki niej odwiedziłam trybuny najsłynniejszych stadionów, poznałam najdalsze zakątki ziemskiego globu i przekonałam się, że piłka nożna to sport, który łączy ludzi bez względu na wiek, kolor skóry, czy przekonania. Książka Stefana Szczepłka sprawiła, że i ja poczułam w sobie potrzebę uczestnictwa w piłkarskich wydarzeniach, które każdego dnia rozgrywają się na naszych oczach. I choć miałam wiele obaw przed jej lekturą, nie żałuję czasu spędzonego z Moją historią futbolu. Jestem pewna, że tych dni nie zapomnę do końca życia.

Szukacie książki, którą moglibyście zabrać w podróż, czytać "do poduszki", czy wertować w autobusie? Moja historia futbolu sprawdzi się znakomicie w każdej sytuacji. Właśnie ze względu na jej uniwersalność i niewątpliwą ponadczasowość zachęcam Was do przeczytania opowieści Stefana Szczepłka i przeżycia po raz wtóry wyjątkowych piłkarskich emocji sprzed dziesięcioleci.

AUTOR:
Stefan Szczepłek
TYTUŁ:
Moja historia futbolu. Tom 1 - ŚWIAT
WYDAWNICTWO:
SQN
LICZBA STRON:
368


, , , , ,

niedziela, 20 września 2015

Zbrodnia w Bydgoszczy ["Inna dusza" - Łukasz Orbitowski]

Był już kryminalny Wrocław i zagadka ukryta w Hali Stulecia. Okazało się jednak, że Tylko Maks to zaledwie zapowiedź tego, co ma nam do zaoferowania Łukasz Orbitowski. Nasz popularny twórca fantastyki swój literacki talent do tworzenia powieści kryminalnych pokazuje dopiero w najnowszej książce pt.: Inna dusza. Opowieść spisana na kilkuset stronach tej pozycji to prawdziwa gratka dla miłośników kryminałów, do których fabułę pisze samo życie.

Bydgoszcz tuż po transformacji ustrojowej to miasto poszukujące swojej tożsamości. Jej mieszkańcy są nadal jedną nogą w minionym systemie politycznym, drugą zaś w progu gospodarki wolnorynkowej i powszechnej wolność, która zadomowiła się na dobre w każdej dziedzinie ich życia. Na ponurych, bydgoskich osiedlach wprost roi się od nastolatków zasłuchanych w utworach Kasi Kowalskiej czy Varius Manx. Jest wśród nich nasz narrator, Krzysiek Hoppe, który mieszka z uzależnionym od alkoholu ojcem i doświadczoną przez los matką. Jest Darek, jego rodzice i sąsiadka - pani Miłka, której jedyną radością życia jest córka - Dagmara. Wreszcie jest i Jędrek, mieszkaniec Fordonu, którego wielu z nas nazwałoby "chłopcem z dobrego domu". Przypadek sprawia, że Krzysiek, Darek i Jędrek zostają przyjaciółmi. Zbrodnia z premedytacją odbiera jednemu z nich życie, otwierając tym samym drzwi do kolejnych przerażających czynów opisanych na kartach wyjątkowej powieści Łukasza Orbitowskiego.

Spacer ulicami Bydgoszczy z minionego stulecia nie należy do najprzyjemniejszych. Choć każdy kolejny rozdział książki przekonuje nas do siebie tytułem innego hitu z lat 90.-tych XX wieku, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że to miasto "pożera" swoich mieszkańców, niespodziewanie odbierając im radość życia i nadzieję, na lepsze jutro. Dotyczy to zwłaszcza młodych, zagubionych w labiryncie osiedli, którzy marzą tylko o tym, by wyrwać się z otaczającej ich rzeczywistości i pognać w stronę wspaniałego świata kreowanego przez mediach. W takiej atmosferze powstają plany zbrodni. Po pierwszej wydaje się, że nic nas już nie zaskoczy. Okres spokoju nie trwa jednak długo, a morderstwo raz dokonane wprost domaga się kolejnych ofiar. Dlatego jest krew, zwłoki i uśmiech na twarzy zabójcy, sprzątającego po dokonanej zbrodni. A w czytelniku rodzi się ciekawość i chęć odkrycia przyczyn tych wstrząsających mordów sprzed lat.

Inna dusza to książka, która na długo zapada w pamięć. Prosta historia spisana na jej kartach jest prawdziwym majstersztykiem, którego nie powstydziłby się żaden twórca kryminału. Godny pochwały jest również portret psychologiczny głównego bohatera i jego zmagania z własną tożsamością. Ten niepozorny nastolatek na naszych oczach przechodzi przerażającą metamorfozę, która sprawia, że nawet czytelnicy zaczną się zastanawiać nad tym, jak cienka jest granica między dobrem a złem, między niewinnością a napiętnowaniem społecznym. 

Tym razem powieść Łukasza Orbitowskiego bezsprzecznie podbiła moje serce. Dzięki wydarzeniom odmalowanym na kartach tej książki, nawet ja, prosta czytelniczka niemal spacerowałam po bydgoskich osiedlach tropiąc kolejne epizody z życia trzech wspomnianych nastolatków. Na własnej skórze odczuwałam miejscową atmosferę na wskroś przesiąkniętą pragnieniem wolności i z przerażeniem przyglądałam się przedstawionej na dwóch przykładach relacji ojciec-syn, która w obu przypadkach prowadziła do destrukcji młodszego pokolenia.

Po lekturze Innej duszy mogę już bez wątpienia stwierdzić, że Łukasz Orbitowski to nie tylko znakomity twórca fantastyki, ale również autor kryminałów z prawdziwego zdarzenia. Mam nadzieję, że ten drugi gatunek na stałe zagości w literackim repertuarze tego autora, a twórca jeszcze nie raz da nam powody do wstrzymywania oddechu i przygryzania warg podczas czytania jego wstrząsających powieści.



AUTOR:
Łukasz Orbitowski
TYTUŁ:
Inna dusza
WYDAWNICTWO:
LICZBA STRON:
432



, , , , , ,

niedziela, 6 września 2015

W świecie zdominowanym przez media ["Temat na pierwszą stronę"-Umberto Eco]

Sezon urlopowy to najlepszy czas na poznanie twórczości wybitnych pisarzy. Do grupy prozaików, których dzieła po prostu trzeba znać, należy Umberto Eco, który stale zachwyca czytelników swoimi powieściami. Tym razem włoski powieściopisarz przygotował dla nas krótką, acz nad wyraz interesującą historię o prawdziwym obliczu mediów i ich wpływie na ludzkie życie. A to wszystko na kartach mikropowieści o wymownym tytule: Temat na pierwszą stronę.

Żyjemy w kłamstwie i wiedząc, że cię okłamują, musisz zawsze być podejrzliwy...[1]

Mamy rok 1992. W Mediolanie mieszka nasz bohater, Colonna, czyli porzucony przez żonę, mężczyzna w średnim wieku, do którego przylgnęło miano nieudacznika. Jego życie to prawdziwe pasmo niepowodzeń i nieszczęść. Do tego, bohater czuje, że znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Nim jednak dowiemy się, co grozi Colonnie, przyjdzie nam poznać całą historię powstawania nowego mediolańskiego dziennika "Jutro".

To nie wiadomości czynią gazetę, to gazeta czyni wiadomość...[2]

W redagowaniu tej innowacyjnej gazety nie byłoby jednak nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Colonna ma napisać książkę o przebiegu prac redakcyjnych. Nasz tłumacz i recenzent chętnie wchodzi w rolę pisarza, nie domyślając się nawet, że wszystko, co ma uczynić to jedynie mistyfikacja, której celem jest rozwój kariery pewnego wpływowego człowieka. Każdy dzień spędzony w redakcji pisma obnaża kulisy tego wątpliwego przedsięwzięcia udowadniając tym samym, że to właśnie media kształtują naszą rzeczywistość.

Pośród ludzi masowo produkujących "włoskie bzdury" do kolejnych numerów dziennika, nasz Colonna spotyka Maię, kobietę, która nie potrafi fałszować rzeczywistości i jest zbyt uczciwa, by sprostać powierzonemu jej zadaniu. Dziennikarka ma w sobie jednak wystarczająco dużo czaru, aby zainteresować sobą głównego bohatera i sprowokować go do wyznania prawdziwych intencji właścicieli redakcji. Czy to przez tę miłosną relację, Colonna znajdzie się w niebezpieczeństwie? Odpowiedź na to pytanie czeka na Was na kartach Tematu na pierwszą stronę.

Autor Imienia róży po raz kolejny podbił serca czytelników. Miłośnicy jego błyskotliwych spostrzeżeń i swobody pisarskiej będą zachwyceni nowym dziełem tego twórcy. Jest w nim bowiem wszystko, do czego przez lata przyzwyczajał nas Eco. Odnajdziemy w tej powieści pierwiastek tajemniczości, szczyptę ironii i misternie skonstruowaną fabułę, czyli elementy, których nie brak w poprzednich książkach włoskiego pisarza. Krótko mówiąc: Temat na pierwszą stronę to książka, którą po prostu trzeba przeczytać, by móc przeżyć wyjątkową, literacką przygodę.

Dawno już nie czytałam powieści o tak aktualnej problematyce, jak ta podejmowana przez Umberto Eco. Dominująca rola mediów w dzisiejszym świecie, nakręcanie spirali kłamstw i zręczne manipulowanie faktami to codzienność wszystkich medialnych koncernów. Eco pokazuje nam ich funkcjonowanie na przykładzie prasy, która w latach 90. XX wieku była drugim po telewizji nośnikiem informacji. I choć współcześnie to internet narzuca nam pewne poglądy, schemat działań medialnych jest zupełnie taki sam jak przed laty. Jeśli zatem macie ochotę poznać mechanizmy sterujące rzeszą ludzi i przeżyć prawdziwą przyjemność obcowania z literaturą wysokich lotów to gorąco zachęcam Was to lektury najnowszej powieści Umberto Eco, bo to prawdziwa perełka w dorobku tego włoskiego prozaika.



AUTOR:
Umberto Eco
TYTUŁ ORYGINALNY:
Numero Zero
TYTUŁ POLSKI:
Temat na pierwszą stronę
WYDAWNICTWO:
LICZBA STRON:
189



[1] U. Eco: Temat na pierwszą stronę. Warszawa 2015, s. 36.
[2] Tamże.


, , , ,

czwartek, 20 sierpnia 2015

Od sędziego do winnego ["Jaśnie Pan"- Jaume Cabré]

W 2013 roku Wydawnictwo Marginesy podbiło serca czytelników wydaniem powieści pt.: Wyznaję. Ledwie przestaliśmy wychodzić z podziwu nad wspaniałą historią ukrytą na kartach tej książki, a już wydawnictwo zauroczyło nas ponownie, kolejną powieścią autorstwa Jaume Cabré pt.: Głosy PamanoDopiero co skończyliśmy lekturę drugiej (na polskim rynku wydawniczym) książki katalońskiego autora, a naszym oczom ukazał się Jaśnie pan, czyli fenomenalna opowieść, która w zasadzie nie wymagałaby komentarza, gdyby nie fakt, że tak znakomitych książek po prostu nie sposób pominąć milczeniem[1].

W XVIII-wiecznej Barcelonie, mieście, gdzie dźwięk 243 dzwonów odmierza każdą godzinę, żyje don Rafael Massó, siódmy cywilny prezes tamtejszego Trybunału Królewskiego i jego bogobojna żona doña Marianna. On, przedstawiciel wymiaru sprawiedliwości, ona, ziemska orędowniczka boskiej potęgi. Wydawać by się mogło, że stanowią idealną parę. Otóż nie! Nasz zadufany w sobie bohater, który każe służącym nazywać siebie Jaśnie Panem, uczuciem darzy jedynie gwiazdy i piękne kobiety o obfitym biuście. Rafael nie wie, że jedna z tych pań obróci w niwecz wieloletnią karierę sędziego narażając na szwank jego reputację i status społeczny. A wszystko to przez tajemnicę skrywaną w pięknym ogrodzie Jaśnie Pana. Nim jednak wnikniemy w życiorys naszego bohatera i zostaniemy świadkami jego upadku, czekają na nas chwile przyjemności w towarzystwie kobiety zwanej słowikiem z Orleanu.

Wspaniały koncert w pałacu markiza de Dosrius i jego zaskakujące następstwa stanowią wyraźny kontrast dla wzruszającej historii innego bohatera tej powieści, ciężko chorego Ciseta, który na naszych oczach żegna się z życiem doczesnym. Jego cierpienie po śmierci żony i ból powodowany chorobą są zdaniem ogrodnika karą za czyny sprzed lat. Co takiego zrobił ten biedny człowiek i w jaki sposób los połączył go z Jaśnie Panem? Aby rozwikłać tę zagadkę, wystarczy dać się porwać powieści wybitnego Katalończyka.

Miłośnicy prozy Jaume Cabré nie będą zaskoczeni faktem, że Jaśnie Pan to kolejna, wielka powieść tego popularnego autora w znakomitym przekładzie Anny Sawickiej. Na jej kartach znajdziemy wszystko, czym zachwycaliśmy się w innych książkach Cabré. Mamy tu kilka różnych, pozornie nie powiązanych ze sobą historii, które w znany tylko pisarzowi sposób łączą się w jedną opowieść. Nie brak również korespondencji wykorzystywanej przez autora do tworzenia fabuł innych jego książek. Do tego akcja toczy się we wspaniałej, monumentalnej Barcelonie, która pod piórem katalońskiego pisarza nabiera zupełnie nowych barw. Z kolorowego, przyciągającego turystów miejsca staje się ponurym miastem, pełnym bezprawia i ludzi, których należy unikać. W takim otoczeniu żyją bohaterowie książki, którą po prostu trzeba przeczytać.

Wielbię i podziwiam talent pisarski Jaume Cabré. To jeden z tych autorów, na których zawsze mogę liczyć. Każda jego powieść jest wspaniałą przygodą, wymagającą od czytelnika niebywałego skupienia i pobudzającą do refleksji nad sensem życia. Don Rafael Massó to bohater, którego skomplikowany życiorys przywołuje na myśl historię Adriana Ardèvola, czy Oriola Fontellesa. I choć pomysł na sędziego Trybunału Królewskiego pojawił się w głowie autora wcześniej, to jego losy porywają czytelników równie mocno, co opowieści o innych bohaterach z książek wybitnego hiszpańskiego prozaika.

AUTOR:
Jaume Cabré
TYTUŁ ORYGINALNY:
Senyoria
TYTUŁ POLSKI:
Jaśnie Pan
PRZEKŁAD:
Anna Sawicka
WYDAWNICTWO:
LICZBA STRON:
448

[1] Książki autorstwa Jaume Cabré ukazywały się na polskim rynku wydawniczym w innej kolejności niż w ojczyźnie pisarza.


, , , , , , ,

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Prawdziwe oblicze Charlesa Mansona ["Manson. Ku zbrodni" -Jeff Guinn]

Jakim trzeba być człowiekiem, by uważać się za nowe wcielenie Jezusa i zlecić zamordowanie kilku osób wyłącznie po to, by urzeczywistnić swoje wizje? Czy Charles Manson, znany światu z przerażającej zbrodni dokonanej na Sharon Tate (żonie Romana Polańskiego) był geniuszem czy też szaleńcem opętanym pragnieniem sławy? Jeff Guinn nie odpowiedział na te pytania, za to zmierzył się z legendą Mansona i stworzył wyczerpującą biografię człowieka, który dla wielu "wyznawców" był prawdziwym guru. Tak powstała książka pt.: Manson. Ku zbrodni, czyli pozycja dla ludzi o mocnych nerwach.

Biografia Charlesa Mansona rozpoczyna się dosyć banalnie. Jego nastoletnia, rozwiązła matka i nieodpowiedzialny ojciec nie mogli stworzyć chłopcu wymarzonej rodziny. Nic dziwnego, że malec bardzo szybko znalazł sobie szemrane towarzystwo, dzięki któremu został stałym bywalcem zakładów poprawczych i więzień. Nieustannie ignorowany przez współtowarzyszy, dręczony i molestowany, zgromadził w sobie ogromne pokłady frustracji. To one dały początek późniejszym wydarzeniom, tak szczegółowo opisanym na kartach książki Jeffa Guinna.

Roman Polański z Sharon Tate, zamordowaną w wyniku ataku Rodziny
Autor historii życia Mansona to jedna z tych osób, dla których najważniejszy jest obiektywizm. Dzięki niemu, czytelnicy tej książki mają szansę poznać wiele wydarzeń z życia tytułowego bohatera, przekonać się, w jaki sposób funkcjonowała słynna Rodzina i odkryć kulisy zaplanowanych przez Charlesa zbrodni. To wszystko wyłącznie w oparciu o fakty. Bez pochwał i krytyki pod adresem sportretowanego mordercy. Do tego dodajmy znakomity, niemal powieściowy, sposób prowadzenia narracji, a otrzymamy biografię, dla której próżno szukać książkowego odpowiednika. Niewielu bowiem pisarzy potrafiłoby z takim dystansem podejść do opowieści o narodzinach człowieka-potwora, który z zimną krwią manipulował ludźmi posuwając się do zbrodni wedle własnego uznania.

Różne oblicza Charlesa Mansona


Książka pt.: Manson. Ku zbrodni rzuca nowe światło na serię morderstw, które w 1969 roku wstrząsnęły Los Angeles. Jej autor nad wyraz szczegółowo przedstawił życie codzienne członków Rodziny oraz ideologię serwowaną im przez Mansona. Wykazał także, jak Helter Skelter[1] wpojona wyznawcom naszego bohatera, została przez nich urzeczywistniona i doprowadziła do śmierci niewinnych osób. I choć Guinn nie rozstrzyga, czy jego bohater tworząc własna legendę inspirował się wyłącznie muzyką The Beatles, czy też jego poglądy powstały w wyniku studiowania ksiąg biblijnych, to trzeba przyznać, że czas poświęcony na przeczytanie tej biografii z pewnością nie był stracony. 

Gdyby nie ta pozycja, być może następne pokolenia zapomniałyby o przerażającej historii sprzed ponad 40 lat i nie dowiedziałyby się, że zabójca pierwszej żony Romana Polańskiego nadal odsiaduje swój wyrok w jednym z kalifornijskich więzień. Ta książka to przerażające studium człowieka opętanego potrzebą akceptacji, który jest w stanie zrobić wszystko, byle tylko zostać zauważonym. Jeśli zatem macie ochotę poznać prawdziwą historię jednego z najsłynniejszych morderców wszech czasów, to zachęcam Was do przeczytania książki Jeffa Guinna i jednocześnie ostrzegam, że jest to piekielnie interesująca lektura. 



AUTOR:
Jeff Guinn
TYTUŁ ORYGINALNY:
The Life and Times of Charles Manson
TYTUŁ POLSKI:
Manson. Ku zbrodni
TŁUMACZENIE:
Krzysztof Kurek
WYDAWNICTWO:
LICZBA STRON:
536


[1] Tytuł piosenki zespołu The Beatles pochodzący z The White Album, zaczerpnięty przez Mansona na określenie nadchodzącej nieuchronnie wielkiej wojny, w której czarnoskórzy mieliby uśmiercić większość białej populacji, a pozostałych zniewolić. Por. J. Guinn: Manson. Ku zbrodni. Warszawa 2015, s. 255-257.




, , , , ,

piątek, 14 sierpnia 2015

Z Orbitowskim na wakacje ["Tylko Maks. Historia z dreszczykiem"- Łukasz Orbitowski]

Są wakacje i są wyjazdy. Są pełne walizki i zupełny brak miejsc na książkowy bagaż. Wtedy nawet mnie, przeciwniczce książek elektronicznych zdarza się sięgnąć po e-booka. Bo jak tu się oprzeć kryminałowi i to w dodatku napisanemu przez Łukasza Orbitowskiego? Takiej lektury po prostu nie sposób sobie odmówić. Toteż i ja, w przerwie między plażowaniem a zwiedzaniem nadmorskich kurortów, postanowiłam żwawym krokiem wstąpić w progi wrocławskiej Hali Stulecia, bo książka pt.: Tylko Maks. Historia z dreszczykiem zapowiadała się wyśmienicie.

O przeszłości, która każdego dnia wkracza w progi hali przeczytacie sami. Przy tej okazji, poznacie Jurka, nowego pracownika ochrony tego zabytkowego obiektu, który nieźle namiesza wśród "starej ekipy" z hali. Będzie wiele tajemnic i dosyć napięta atmosfera, a wszystko przez Festiwal Stulecia, wielkie święto organizowane w celu upamiętnienia setnej rocznicy powstania wrocławskiej hali. Zapytacie, gdzie u licha wątki kryminalne? Otóż, moi Drodzy, wszędzie! Zbrodnia za zbrodnią i to w krótki odstępach czasowych. Tyle o fabule! Żeby poznać resztę, wystarczy kliknąć tutaj.

W kryminalnym Wrocławiu co budynek to tajemnica, co krok to temat na powieść. Orbitowski nie miał więc trudnego zadania. Hala Stulecia jedynie ułatwiła mu pisanie. I choć nie lubię tego dolnośląskiego miasta, to muszę przyznać, że jako niemy bohater kryminału, Wrocław sprawdza się idealnie. Książkę (z resztą jak każdą autorstwa Orbitowskiego) czyta się szybko i przyjemnie, a jedyną jej wadą jest zbyt mała liczba stron. Czego chcieć więcej? Może chociaż trochę bardziej rozbudowanego zakończenia?

Nie, nie i nie. Wszystko jest na miejscu i w odpowiednich proporcjach. W sam raz na wakacje i tabletowe czytanie. Gdyby jednak książka ukazała się w wersji papierowej, być może wcale bym jej nie przeczytała. Dlaczego? Bo podczas lektury nie byłam w szoku, nie wstrzymywałam oddechu i nie obstawiałam, kto zabija i po co. Po prostu cieszyłam się lekturą, a to dla mnie jak na kryminał troszeczkę za mało. Nie oznacza to jednak, że rezygnuję z czytania prozy Łukasza Orbitowskiego. Wręcz przeciwnie. Nadal z zapartym tchem będę czekała na kolejne jego książki. Tylko te w wersji papierowej, a nie elektronicznej.




AUTOR:
Łukasz Orbitowski
TYTUŁ:
Tylko Maks. Historia z dreszczykiem
LICZBA STRON:
126


, , , ,

wtorek, 4 sierpnia 2015

Kochanie, będziemy mieli robota ["Robot w ogrodzie"-Deborah Install]

Małżeństwo Bena i Amy nie należy do najszczęśliwszych. Ambitna prawniczka nie czuje się dobrze w związku z bezrobotnym, nieco zagubionym po śmierci rodziców, mężczyzną, który na domiar złego znajduje we własnym ogródku robota. Czy niespodziewany gość scali związek tych dwojga, czy wręcz przeciwnie - stanie się tylko gwoździem do trumny dla małżeństwa naszych bohaterów? Chcecie wiedzieć, jak potoczy się życie Bena i Amy? Wystarczy sięgnąć po pełną ciepła powieść pt.: Robot w ogrodzie, autorstwa Deborah Install.

Tang nie jest zwykłą kupą żelastwa, ani najnowocześniejszym androidem, o którym marzy większość gospodyń domowych. Jest nietypowym robotem, który chodzi własnymi ścieżkami. Nie sposób go zaprogramować. Zawsze robi tylko to, co chce. Do tego jest nieco uszkodzony. Z jego cylindra wycieka płyn, a on sam wydaje się być zdezorientowany. Oto powody, dla których Ben postanawia mu pomóc. Nasz bohater otwiera przed Tangiem drzwi swojego domu i wyrusza na wyprawę niemal dookoła świata, by uratować nowego towarzysza. Co więcej, to sam Ben opowie Wam o trudach tej podróży i niespodziewanych wydarzeniach, które miały miejsce od momentu jego pierwszego spotkania z robotem.

Relacja Bena z Tangiem jest nieco skomplikowana. Ze strony mężczyzny stanowi ona początkowo formę troski o maszynę, która z czasem przeradza się w prawdziwą przyjaźń. Co czuje Tang? Niemal od początku widzi w Benie kogoś, komu może zaufać. Właśnie to zaufanie do człowieka sprawia, że robot stale pragnie towarzyszyć Benowi i jest zrozpaczony, kiedy ten zostawia go samego choćby na kilka godzin. Na całe szczęście Tang okazuje się znakomitym towarzyszem podróży i mimo swej "choroby" przez cały czas zapewnia naszemu bohaterowi moc atrakcji.

Historia wielkiej przyjaźni między człowiekiem a robotem od pierwszych chwil wzbudziła moją sympatię. Tang to uroczy robot o wrażliwości, której mógłby mu pozazdrościć niejeden przedstawiciel rasy ludzkiej. Jego przywiązanie do nowego właściciela budzi niemały podziw, a zdolności kulinarne przyprawiają o zdumienie. Ta nietypowa relacja pomiędzy Benem i Tangiem uświadamia nam, że tak naprawdę każdy potrzebuje przyjaciela. Nie ma znaczenia, czy jest nim druga osoba, zwierzę, czy też maszyna, która rzekomo nie potrafi sama myśleć i czuć. Ważne, by być dla tego kogoś gotowym do wszelkich poświęceń i nie ustawać w trosce o jego szczęście, czego dowodem jest zaangażowanie Bena w naprawę tytułowego bohatera.

Nie często czytam książki napisane przez kobiety. Dlaczego? Bo zazwyczaj znajduję w nich ckliwą historię (nie)szczęśliwej miłości poprzetykaną pasmem niefortunnych wydarzeń z życia głównej bohaterki. Tym razem było inaczej. Deborah Install zupełnie zaskoczyła mnie sposobem prowadzenia narracji. Autorka świetnie skonstruowała postać Bena, który opowiada nam swoją historię. Zadbała o niemal każdy detal jego biografii i na naszych oczach przeprowadziła metamorfozę swojego bohatera z zagubionego życiowo mężczyzny w opiekuńczego i zaradnego człowieka. Do tego pokusiła się nawet o prywatę i zdradziła czytelnikom kulisy powstawania powieści. Takich autorek ze świecą szukać!

Jeśli jako dzieci z uśmiechem na twarzy oglądaliście kolejne odcinki serialu Alf i zachwycaliście się filmowymi produkcjami z robotami w rolach głównych to książka pt.: Robot w ogrodzie na pewno przypadnie Wam do gustu, a jej tytułowy bohater bardzo szybko podbije i Wasze serca. Nie łudźcie się jednak, że ów robot pojawi się w Waszym ogródku. Tang ma już swojego "właściciela" i za nic w świecie go nie opuści. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że na świecie jest jeszcze jakiś nieszczęśliwy robot, który nadal szuka spokojnej przystani i może to on zawita do Waszych progów. Nim jednak to się stanie, gorąco zachęcam do lektury przygód Tanga, bo Robot w ogrodzie to wspaniała książka dla czytelników w każdym wieku.

AUTOR:
Deborah Install
TYTUŁ ORYGINALNY:
A Robot in the Garden
TYTUŁ POLSKI:
Robot w ogrodzie
PRZEKŁAD:
Zbigniew Zawadzki
WYDAWNICTWO:
LICZBA STRON:
332


, , , , ,

niedziela, 2 sierpnia 2015

Wyprawa po skarb piratów ["Silver. Powrót na Wyspę Skarbów"- Andrew Motion]

OPINIA PRZEDPREMIEROWA


Któż z nas nie słyszał o wypełnionej po brzegi srebrem Wyspie Skarbów, która została odmalowana na kartach powieści Roberta Louisa Stevensona? Ilu z nas w dzieciństwie marzyło o tym, by zostać marynarzem - odkrywcą lub choćby przeczytać o dalszych losach załogi kapitana Flinta? Teraz mamy okazję spełnić przynajmniej to drugie marzenie. Oto przed nami najnowsza książka autorstwa Andrew Motiona pt.: Silver. Powrót na Wyspę Skarbów, mocno inspirowana ponadczasową opowieścią Stevensona.

W bristolskiej karczmie o nazwie Hispaniola spotykamy jej właściciela oraz jego syna, Jima Hawkinsa (młodszego) - głównego bohatera i narratora przedstawianych wydarzeń. Jego ojciec od kilkudziesięciu lat pilnie strzeże mapy ukrytej w tajemniczej skrzyni. Ten niewielki kawałek papieru stanie się przyczynkiem do kolejnej, pełnej niespodziewanych zwrotów akcji, wyprawy na Wyspę Skarbów, w której udział wezmą tylko najbardziej wytrwali czytelnicy.

Autor tej książki podjął się niebywale trudnego zadania. Wziął na warsztat wybitną powieść awanturniczą i na jej podstawie stworzył zupełnie nową jakość, która tylko z pozoru jest kontynuacją Wyspy Skarbów. Co prawda znajdziemy w powieści kilka znanych nam już postaci, jednak najważniejszymi bohaterami historii opowiedzianej przez Motiona jest przeurocza para - Natty i Jim, czyli córka Johna Silvera i syn Jima Hawkinsa. I choć rzeczywiście nasza czytelnicza wyprawa po raz kolejny zmierza na Wyspę Skarbów, to autor wprowadził do tej opowieści wiele ciekawych epizodów, które jedynie w niewielkim stopniu nawiązują do prozy Roberta Louisa Stevensona. 

Niewątpliwą zaletą tej książki jest otwarte zakończenie, które pobudza nas do refleksji i daje nadzieję na poznanie dalszych losów Jima Hawkinsa i wybranki jego serca w następnej powieści o przygodach na Wyspie Skarbów. Nie da się jednak ukryć, że Silver. Powrót na Wyspę Skarbów w zestawieniu z jej pierwowzorem wypada dosyć słabo. Rozlegle opisy fauny i flory napotkanej na wyspie, znane nam już z książki Stevensona, wielokrotnie spowalniaj akcję, odwracając naszą uwagę od prawdziwego celu podróży. Nie pomagają nam również dziesiątki wynurzeń na temat trudnego losu marynarza, które zamiast zachęcać jedynie odstręczają od udziału w tej czytelniczej wyprawie życia. Nie mniej jednak godna pochwały jest sama próba zmierzenia się z wybitnym, XIX-wiecznym dziełem, która w zasadzie zakończyła się dla Andrew Motiona literackim sukcesem.

Jako miłośniczka literatury marynistycznej i wielka fanka prozy Stevensona muszę przyznać, że jestem nieco zawiedziona rzekomą kontynuacją Wyspy Skarbów. O ile bowiem wprowadzenie do opowieści potomstwa Hawkinsa i Silvera było ze strony autora książki pt.: Silver. Powrót na Wyspę Skarbów, strzałem w dziesiątkę o tyle opis podróży morskiej z Anglii na Wyspę Skarbów okazał się długim, monotonnym fragmentem, przez który trudno przebrnąć nawet wprawnemu czytelnikowi. Jeśli jednak macie na tyle samozaparcia, by pokonać wszelkie literackie przeszkody, to zapewniam, że po nich czeka na Was kilka godzin przyjemnej, niezobowiązującej lektury w doborowym towarzystwie sympatycznych bohaterów z książki Andrew Motiona. 


AUTOR:
Andrew Motion
TYTUŁ:
Silver. Powrót na Wyspę Skarbów
TŁUMACZENIE:
Jarosław Rybarski
WYDAWNICTWO:
LICZBA STRON:
376


, , , , ,

piątek, 24 lipca 2015

Rewolucja w Neapolu! ["Solfatara" - Maciej Hen]

Gorąca dekada lipca 1647 roku przyniosła mieszkańcom tego miasta nie tylko falę upałów. Zaowocowała również w ciąg niespodziewanych wydarzeń, które zapoczątkował pozornie nic nie znaczący bunt miejscowych kupców i chłopów sprzeciwiających się narzuconym przez władze podatkom od żywności. Hiszpański wicekról i jego poplecznicy zostali zagrożeni. A wszystko to przez jednego rybaka, któremu zamarzyło się być motorem napędowym rewolucji. O mrożących krew w żyłach wydarzeniach z Neapolu opowie nam ich świadek - miejscowy dziennikarz, a zarazem narrator najnowszej powieści Macieja Hena pt.: Solfatara.

Wraz z Fortunato Petrellim przemierzamy kręte uliczki XVII-wiecznego Neapolu w poszukiwaniu sensacji godnej opublikowania w "Wiadomościach Neapolitańskich". O dziwo, gorących tematów tutaj nie brakuje. Na naszych oczach rodzi się krwawa rewolucja, która nieustannie zbiera swoje żniwo. Nawet nasz dziennikarz nie czuje się bezpiecznie. Jest jednak w mieście człowiek nietykalny, prawdziwy głos ludu - Masanielli. Nim Fortunato nakreśli sylwetkę tego szalonego człowieka i jego urodziwej, acz rozwiązłej małżonki, przyjdzie nam przebrnąć przez kilkaset stron wspaniałych opowieści o przeszłości naszego narratora i przygodach, jakie spotkały go na ulicach Neapolu w te upalne lipcowe dni.

Jeśli postać Don Kichota była satyrą na etos rycerski, to Fortunato Petrelli bez wątpienia jest karykaturą powstałą z sylwetek błędnego rycerza i jego giermka. Nasz dziennikarz, niczym tytułowy bohater powieści Cervantesa, wielką czcią obdarza niektóre kobiety (Donna Sveva), co nie zabrania mu sypiać z innymi (Fiammetta, Maltanka). Do tego uwielbia być w centrum uwagi i żyje w przekonaniu, że tylko on ma rację. Na szczęście posiada przy tym niebywałą umiejętność autoironii i poczucie humoru, którego może mu pozazdrościć nie jeden bohater. Właśnie dzięki temu tak szybko zyskuje sympatię czytelnika, gotowego poświęcić każdą wolną chwilę, byle tylko poznać przerażające epizody z burzliwej młodości narratora.

W tle neapolitańskiej rewolucji dymi tytułowa Solfatara, niemy świadek nieoczekiwanych wydarzeń. U podnóża tego wulkanu rozciąga się iście malarski widok, który możemy podziwiać na obrazach jednego z bohaterów. Czy to sąsiedztwo Solfatary wpływa na wybuchowy temperament tutejszych mieszkańców? A może przemiany, które niesie ze sobą rewolucja są nieuniknione i uczynią z Neapolu prawdziwą republikę? Nie uprzedzajmy faktów! Fortunato Petrelli zadba o to, byście w swoim czasie poznali prawdziwe oblicze buntu, który narodzi się niemal na Waszych oczach. Przekonacie się również, jak wiele ofiar niesie ze sobą pozornie zasadna rewolucja niższych warstw społecznych i w jaki sposób władza może zniszczyć człowieka.

Od czasu pierwszej lektury Don Kichota długo szukałam godnego następcy Miguela de Cervantesa Saavedry, który podobnie jak hiszpański pisarz wprowadziłby czytelników w  pozornie chaotyczny, wielowątkowy świat złożony z elementów niezbędnych do zrozumienia opowiadanej historii. Nie spodziewałam się, że to właśnie nasz rodak podoła niebywale trudnemu wyzwaniu mierzenia się z hiszpańskim mistrzem powieści. Moje zaskoczenie było jeszcze większe, kiedy po lekturze Solfatary okazało się, że Maciej Hen nie tylko doskonale poradził sobie z naśladowaniem stylu wielkiego Cervantesa, ale także stworzył ciekawą historię, która z powodzeniem może równać się opowieści sprzed kilku stuleci. Lekkie pióro, znakomicie prowadzona narracja i wyjątkowo rozległa paleta bohaterów sprawiają, że z wielką przyjemnością zagłębiamy się w lekturze i z uwagą śledzimy kolejne wydarzenia przedstawione na kartach tej wspaniałej powieści.

Nie pozostaje mi nic innego, jak serdecznie zachęcić Was do przeczytania powieści Macieja Hena i rozpocząć poszukiwania innych książek tego autora.

AUTOR:
Maciej Hen
TYTUŁ:
Solfatara
WYDAWNICTWO:
LICZBA STRON:
920


, , , , , ,

piątek, 17 lipca 2015

Magia słowa pisanego ["Listy niezapomniane" - Shaun Usher]

Popularna niegdyś ars epistolandi to dla wielu przeżytek. W dobie powszechnej globalizacji nikogo już nie dziwi, że zamiast listów wysyłamy sobie sms-y lub e-maile. I choć taki stan rzeczy niesie ze sobą mnóstwo korzyści (m.in. oszczędność czasu), to nie sposób zastąpić emocji, które towarzyszyły nam podczas otwierania koperty z listem i wnikliwej lektury otrzymanej korespondencji. W trosce o to, byśmy nie zapomnieli, jaką przyjemność może dać nam lektura listów i jak wiele ważnych słów możemy w nich zawrzeć, powstała książka autorstwa Shauna Ushera pt.: Listy niezapomniane, czyli Korespondencja godna szerszego grona odbiorców.  

W zachwycającym zbiorze listów opracowanym dzięki staraniom Shauna Ushera, znalazło się aż 126 przykładów wiadomości, które ocalone od zapomnienia bawią, wzruszają do łez, a przede wszystkim cieszą oko czytelników. Mamy tu słynny list Virginii Woolf odkryty przez jej męża tuż po samobójstwie pisarki, prośbę Patricka Hitlera (bratanka Fuhrera) o przyjęcie w szeregi wojsk amerykańskich w czasach II wojny światowej, czy przejmujące wyznanie miłosne Zeldy Fitzgerald do męża, które po dziś dzień porusza czytelników. Dzięki takim przykładom, możemy przekonać się, jak wielka jest moc słowa pisanego i jakie znaczenie miała dla ludzi popularna jeszcze kilkadziesiąt lat temu sztuka epistolografii.

Na największą pochwałę zasługuje skrupulatność autora, który każdy z listów zamieszczonych w zbiorze opatrzył dodatkowym komentarzem stanowiącym wyjaśnienie przyczyn spisania epistoły lub odnoszącym się bezpośrednio do sylwetki nadawcy, tudzież adresata konkretnej wiadomości. Takie objaśnienia niewątpliwie ułatwiają lekturę i kierują nasze zainteresowanie na odpowiednie tory. Bez nich o wiele trudniej byłoby nam zrozumieć intencje, jakimi kierował się Albert Einstein pisząc do prezydenta Franklina D. Roosevelta czy uświadomić sobie, co czuł były niewolnik (Jourdon Anderson), gdy dostał list od swojego dawnego pana.

Nigdy dotąd lektura cudzej korespondencji nie wywołała we mnie ta wielu skrajnych emocji. Czasem śmiałam się do rozpuku z małych obywateli Ameryki, którzy z wielkim zaangażowaniem pisali listy do "wysoko postawionych" osób, innym razem z bólem serca przeżywałam każde słowo, które Richard Feynman napisał do swojej zmarłej żony. Wyniosłam z tego zbioru o wiele więcej niż tylko przepis na babeczki królowej Elżbiety II czy wzór na strukturę DNA. Przekonałam się, że choć słowa nie potrafią wyrazić wszystkiego, o czym myślimy i co czujemy, to są uniwersalnym kodem, który w miarę upływu czasu jedynie zyskuje na wartości.

Jestem pewna, że Listy niezapomniane poruszą nie jedno czytelnicze serce. Dlatego właśnie gorąco zachęcam Was do przeczytania tego bogato ilustrowanego zbioru i głębokiej refleksji nad wiadomościami, które w nim znajdziecie. Kilka wieczorów spędzonych na lekturze tej korespondencji to wyjątkowa podróż od starożytności po czasy współczesne przeznaczona dla wszystkich tych, którzy pamiętają jeszcze, jaką przyjemność może sprawić nawet krótki list.


OPRACOWANIE:
Shaun Usher
TYTUŁ ORYGINALNY:
Letters of Note. Correspodence Deserving of a Wider Audience
TYTUŁ POLSKI:
Listy niezapomniane. Korespondencja godna szerszego grona odbiorców
PRZEKŁAD:
Jakub Małecki
WYDAWNICTWO:
LICZBA STRON:
416


, , , , ,

poniedziałek, 13 lipca 2015

Z niepełnosprawnością przez wieki ["Historia niepełnosprawności"- Marcin Garbat]

OPINIA PRZEDPREMIEROWA


Ostatnimi czasy w mediach co i rusz słyszymy o niepełnosprawności. Istnieją już fundacje wspierające osoby niepełnosprawne, specjalne projekty państwowe, dzięki którym niepełnosprawni mogą się kształcić i pracować. Nie zawsze tak było. Jeśli jesteście ciekawi, jak na przestrzeni wieków pojmowano niepełnosprawność serdecznie zachęcam Was do przeczytania książki Marcina Garbata pt.: Historia niepełnosprawności. Geneza i rozwój rehabilitacji, pomocy technicznych i wsparcia osób z niepełnosprawnością.

"Potworki", "kozły ofiarne", "egzotyczne zwierzęta", "kaleki", "karły", "ułomni", "debile" to zalewie kilka terminów, jakimi w ubiegłych stuleciach określano osoby niepełnosprawne. Już w wielu kulturach starożytnych niepełnosprawność kojarzona jedynie z pewnego rodzaju karą, spychała ludzi, którzy jej doświadczyli na społeczny margines. Osoby te, jako swoiste wynaturzenie gatunku ludzkiego były niemałą atrakcją na dworach ówczesnych panujących. O straszliwym losie niepełnosprawnych w czasach antycznych, średniowiecznych i nowożytnych przeczytacie w tym wyjątkowo przerażającym kompendium wiedzy na temat niepełnosprawności dawniej i dziś. 

Oprócz mnóstwa szczegółowych informacji na temat postrzegania osób z niepełnosprawnością, znajdziemy w tej książce również interesujące spojrzenie na rozwój rehabilitacji medycznej od starożytności po czasy współczesne oraz wyjątkowo rozbudowane rozdziały dotyczące zachodzących na przestrzeni wieków zmian w zaopatrzeniu protetycznym i technicznym. Autor podejmuje także ważną po dziś dzień problematykę likwidowania barier w komunikowaniu się z osobami niepełnosprawnymi i pokrótce przedstawia rozwój rehabilitacji zawodowej oraz zatrudnienia chronionego, któremu do dziś podlegają niepełnosprawni. Takie ujęcie trudnego (nie da się ukryć) tematu sprawia, że pozycja ta zyska uznanie nie tylko wśród osób, które borykają się z problemami podobnymi do przedstawionych w książce, ale także pośród czytelników pełnosprawnych, pragnących poznać sposób postrzegania niepełnosprawności przez naszych przodków.

Najciekawszą część Historii niepełnosprawności stanowią niewątpliwie fragmenty związane z funkcjonowaniem osób niepełnosprawnych w naszym kraju. Marcin Garbat nie szczędzi bowiem uwag na temat niepełnosprawności wśród polskich władców i osób powszechnie znanych. Z wielki zaangażowaniem opowiada nam o dokuczliwej podagrze Zygmunta Augusta czy schizofrenii przedstawicieli dynastii Piastów. Do tego w interesujący sposób przybliża nam genezę powstania protez kończyn, kul i sztucznych narządów, z których również korzystali nasi rodacy. A to wszystko opatrzone dużą ilością rycin i fotografii potwierdzających słowa autora.

Dzięki takim książkom, jak Historia niepełnosprawności literatura polska zyskuje na wartości. Marcin Garbat zmierzył się z problemem uznawanym do niedawna za temat tabu i stworzył kompendium wiedzy o niepełnosprawności ukazując współczesnym czytelnikom trudną, acz wyjątkowo ważną drogę, jaką przebyła ludzka świadomość od czasów negacji niepełnosprawnych do panującej obecnie względnej akceptacji tych osób w społeczeństwie. Doceniając wiedzę i zaangażowanie autora tej książki, wszystkich Was zachęcam do jej rozwijającej, choć miejscami przejmującej lektury.



AUTOR:
Marcin Garbat
TYTUŁ:
Historia niepełnosprawności. Geneza i rozwój rehabilitacji, pomocy technicznych i wsparcia osób z niepełnosprawnością.
WYDAWNICTWO:
Novae Res
LICZBA STRON:
850


, , , , ,