Są wakacje i są wyjazdy. Są pełne walizki i zupełny brak miejsc na książkowy bagaż. Wtedy nawet mnie, przeciwniczce książek elektronicznych zdarza się sięgnąć po e-booka. Bo jak tu się oprzeć kryminałowi i to w dodatku napisanemu przez Łukasza Orbitowskiego? Takiej lektury po prostu nie sposób sobie odmówić. Toteż i ja, w przerwie między plażowaniem a zwiedzaniem nadmorskich kurortów, postanowiłam żwawym krokiem wstąpić w progi wrocławskiej Hali Stulecia, bo książka pt.: Tylko Maks. Historia z dreszczykiem zapowiadała się wyśmienicie.
O przeszłości, która każdego dnia wkracza w progi hali przeczytacie sami. Przy tej okazji, poznacie Jurka, nowego pracownika ochrony tego zabytkowego obiektu, który nieźle namiesza wśród "starej ekipy" z hali. Będzie wiele tajemnic i dosyć napięta atmosfera, a wszystko przez Festiwal Stulecia, wielkie święto organizowane w celu upamiętnienia setnej rocznicy powstania wrocławskiej hali. Zapytacie, gdzie u licha wątki kryminalne? Otóż, moi Drodzy, wszędzie! Zbrodnia za zbrodnią i to w krótki odstępach czasowych. Tyle o fabule! Żeby poznać resztę, wystarczy kliknąć tutaj.
W kryminalnym Wrocławiu co budynek to tajemnica, co krok to temat na powieść. Orbitowski nie miał więc trudnego zadania. Hala Stulecia jedynie ułatwiła mu pisanie. I choć nie lubię tego dolnośląskiego miasta, to muszę przyznać, że jako niemy bohater kryminału, Wrocław sprawdza się idealnie. Książkę (z resztą jak każdą autorstwa Orbitowskiego) czyta się szybko i przyjemnie, a jedyną jej wadą jest zbyt mała liczba stron. Czego chcieć więcej? Może chociaż trochę bardziej rozbudowanego zakończenia?
Nie, nie i nie. Wszystko jest na miejscu i w odpowiednich proporcjach. W sam raz na wakacje i tabletowe czytanie. Gdyby jednak książka ukazała się w wersji papierowej, być może wcale bym jej nie przeczytała. Dlaczego? Bo podczas lektury nie byłam w szoku, nie wstrzymywałam oddechu i nie obstawiałam, kto zabija i po co. Po prostu cieszyłam się lekturą, a to dla mnie jak na kryminał troszeczkę za mało. Nie oznacza to jednak, że rezygnuję z czytania prozy Łukasza Orbitowskiego. Wręcz przeciwnie. Nadal z zapartym tchem będę czekała na kolejne jego książki. Tylko te w wersji papierowej, a nie elektronicznej.
AUTOR:
Łukasz Orbitowski
TYTUŁ:
Tylko Maks. Historia z dreszczykiem
LICZBA STRON:
126
Nie lubię e-booków, także tej książki raczej nie przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńHa, raz jeden zdarzyło mi się czytać książki w formie elektronicznej - byłem na wyjeździe zagranicznym i skończyły mi się pozycje papierowe. W ten sposób poznałem "Kolumbów" Bratnego, jedną z kolejnych części "Nocy i dni" oraz "Autostopem przez Galaktykę". Ale jako, że lekturami raczyłem się za pomocą laptopa, a nie tableta bądź czytnika, to uraz do książek elektronicznych pozostał do dziś :)
OdpowiedzUsuńA Orbitowski to następny polski pisarz, o którym tylko czytam i czytam, nadal nie znając jego prozy z autopsji.
Może nie jest to genialny kryminał, ale jak za free, to chętnie rzucę okiem :D
OdpowiedzUsuńOsobiście lubię czytać e-booki, dlatego będę miała powyższą pozycję na uwadze, ale to dopiero za jakiś czas, bo obecnie mam za dużo innych zobowiązań czytelniczych.
OdpowiedzUsuńA ja chyba jednak podziękuję,nie jestem przekonana zupełnie do e-booków, a jeśli chodzi o kryminały to jestem strasznie wybredna ;)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńThievingbooks.blogspot.com