Sven Hassel
TYTUŁ:
Gestapo
SERIA:
Karny batalion Wehrmachtu
WYDAWNICTWO:
Instytut Wydawniczy Erica
LICZBA STRON:
446
Zainteresowanie II wojną światową i funkcjonowaniem tajnej policji niemieckiej, a przede wszystkim zachwyt nad okładką przedstawiającą defiladę policji przed gubernatorem Hansem Frankiem na placu Adolfa Hitlera w Krakowie spowodowały, że po prostu musiałam sięgnąć po Gestapo, czyli kolejną powieść historyczną z cyklu Karny batalion Wehrmachtu autorstwa Svena Hassela. Nie przeszkadzało mi, że zaczynam przygodę z tą serią od środka, ani to, że jej autor niezbyt pochlebnie zasłużył się podczas działań tego światowego konfliktu. Tytuł miał gwarantować mi wejście w struktury gestapo i poznanie całej sieci komórek podległych Heinrichowi Himmlerowi. Czy Hassel zapewnił mi takie atrakcje? O tym opowiem za chwilę.
Grzeczność jest zawsze cechą ludzi inteligentnych. Tylko idiota jest brutalny i ordynarny*.
Wyobrażałam sobie, że w karnym batalionie Wehrmachtu służą żołnierze, którzy za swoje nieregulaminowe zachowanie zostali odesłani do najtrudniejszych działań na froncie II wojny światowej. Okazało się jednak, że Porta, Stary, Sven, Barcelona i Legionista to po prostu banda degeneratów, którzy nie z wiary w zwycięstwo Trzeciej Rzeszy, ale z braku innej opcji wstąpili w szeregi wojsk niemieckich. Podczas kilku lat służby losy rzucały ich po różnych frontach światowego konfliktu, gdzie wielokrotnie mieli okazje patrzeć na śmierć ich kompanów. Nie przeczę jednak, że grupa naszych bohaterów posiada wiele umiejętności, które zdobyli dzięki służbie Hitlerowi. Niestety o ich doniosłych wyczynach w tej książce nie przeczytacie. Znajdziecie za to w Gestapo dokładny opis wspólnego pędzenia samogonu, wypadów do niemieckich burdelów, czy hazardowej gry w karty. Tym właśnie zajmują się członkowie karnego 27 Pułku Pancernego (który de facto w ogóle nie istniał) podczas swojej misji specjalnej w Vaterlandzie. W ojczyźnie czeka na nich jednak spore zagrożenie o mrożącej krew w żyłach nazwie GESTAPO.
W mojej służbie jesteśmy tak dobrze poinformowani, że wiemy nawet, co ludzie mówią we śnie*.
Tak właśnie pracuje gestapo. Sieć informatorów rozsiana niemal wszędzie, starannie zbiera informacje oczerniające jednostkę gotową do wykluczenia. A co jeśli takich informacji nie ma? Jeśli człowiek był oddanym obywatelem Rzeszy? Nic nie szkodzi. Zawsze można wymyślić, że obraził Führera, zdezerterował, czy wykonał niewłaściwy ruch podczas walk na froncie i oskarżenie gotowe. A potem znana nam już procedura: areszt, tortury, tortury, tortury, sprawa karna, wyrok, śmierć. W najlepszym wypadku delikwent otrzymuje w aktach sprawy dopisek K, co oznacza, że reszty swoich dni dopełni w Konzentrationslager. I choć Hassel przedstawia nam kolejne osoby ścigane przez gestapo, ukazuje sposoby tortur i prowadzenia śledztwa, to czegoś mi w tym obrazie zabrakło. Być może zbyt dużo przeczytałam o działalności tajnej policji i o sądownictwie Trzeciej Rzeszy, by zadowolić się tylko jednym pokazowym procesem, którego finał jest znany niemal od początku sprawy. Jakkolwiek to zabrzmi, moje zainteresowanie działalnością gestapo jest zbyt wielkie, by zaspokoić je mogła osoba Leutnanta Ohlsena, którego historia kończy się pod toporem kata. Nie mniej jednak autor Gestapo czymś mnie zaskoczył. Pokazał mi bowiem, jak historię o mordach niewinnych ludzi można odwrócić o 360 stopni i uczynić z prześladowców osoby prześladowane. By nie zdradzić zbyt wielu szczegółów, odsyłam do tekstu powieści.
Lektura Gestapo wyjaśniła mi poniekąd, dlaczego wokół osoby Hassela i jego twórczości stale narasta wiele kontrowersji. Duńczyk będący ochotnikiem armii niemieckiej, piszący o rzeczywistości wojennej widzianej oczami jednego z rekrutów, swoją osobą zapowiada interesującą lekturę. Szkoda tylko, że przy całym swoim frontowym doświadczeniu zapomina nieco o faktach historycznych i nagina je w odpowiedni dla siebie sposób. Mimo tych moich narzekań, Gestapo to ciekawa i lekka powieść, którą najbardziej oporni wobec historii czytelnicy będą w stanie przetrawić w ciągu kilku godzin. Jeśli chodzi o mnie, to nie skreślam autora po jednej książce i rozpoczynam poszukiwania kolejnej pozycji z cyklu Karny batalion Wehrmachtu, która być może bardziej przypadnie mi do gustu.
* S. Hassel: Gestapo. Warszawa 2012.
Grzeczność jest zawsze cechą ludzi inteligentnych. Tylko idiota jest brutalny i ordynarny*.
Wyobrażałam sobie, że w karnym batalionie Wehrmachtu służą żołnierze, którzy za swoje nieregulaminowe zachowanie zostali odesłani do najtrudniejszych działań na froncie II wojny światowej. Okazało się jednak, że Porta, Stary, Sven, Barcelona i Legionista to po prostu banda degeneratów, którzy nie z wiary w zwycięstwo Trzeciej Rzeszy, ale z braku innej opcji wstąpili w szeregi wojsk niemieckich. Podczas kilku lat służby losy rzucały ich po różnych frontach światowego konfliktu, gdzie wielokrotnie mieli okazje patrzeć na śmierć ich kompanów. Nie przeczę jednak, że grupa naszych bohaterów posiada wiele umiejętności, które zdobyli dzięki służbie Hitlerowi. Niestety o ich doniosłych wyczynach w tej książce nie przeczytacie. Znajdziecie za to w Gestapo dokładny opis wspólnego pędzenia samogonu, wypadów do niemieckich burdelów, czy hazardowej gry w karty. Tym właśnie zajmują się członkowie karnego 27 Pułku Pancernego (który de facto w ogóle nie istniał) podczas swojej misji specjalnej w Vaterlandzie. W ojczyźnie czeka na nich jednak spore zagrożenie o mrożącej krew w żyłach nazwie GESTAPO.
W mojej służbie jesteśmy tak dobrze poinformowani, że wiemy nawet, co ludzie mówią we śnie*.
Tak właśnie pracuje gestapo. Sieć informatorów rozsiana niemal wszędzie, starannie zbiera informacje oczerniające jednostkę gotową do wykluczenia. A co jeśli takich informacji nie ma? Jeśli człowiek był oddanym obywatelem Rzeszy? Nic nie szkodzi. Zawsze można wymyślić, że obraził Führera, zdezerterował, czy wykonał niewłaściwy ruch podczas walk na froncie i oskarżenie gotowe. A potem znana nam już procedura: areszt, tortury, tortury, tortury, sprawa karna, wyrok, śmierć. W najlepszym wypadku delikwent otrzymuje w aktach sprawy dopisek K, co oznacza, że reszty swoich dni dopełni w Konzentrationslager. I choć Hassel przedstawia nam kolejne osoby ścigane przez gestapo, ukazuje sposoby tortur i prowadzenia śledztwa, to czegoś mi w tym obrazie zabrakło. Być może zbyt dużo przeczytałam o działalności tajnej policji i o sądownictwie Trzeciej Rzeszy, by zadowolić się tylko jednym pokazowym procesem, którego finał jest znany niemal od początku sprawy. Jakkolwiek to zabrzmi, moje zainteresowanie działalnością gestapo jest zbyt wielkie, by zaspokoić je mogła osoba Leutnanta Ohlsena, którego historia kończy się pod toporem kata. Nie mniej jednak autor Gestapo czymś mnie zaskoczył. Pokazał mi bowiem, jak historię o mordach niewinnych ludzi można odwrócić o 360 stopni i uczynić z prześladowców osoby prześladowane. By nie zdradzić zbyt wielu szczegółów, odsyłam do tekstu powieści.
Lektura Gestapo wyjaśniła mi poniekąd, dlaczego wokół osoby Hassela i jego twórczości stale narasta wiele kontrowersji. Duńczyk będący ochotnikiem armii niemieckiej, piszący o rzeczywistości wojennej widzianej oczami jednego z rekrutów, swoją osobą zapowiada interesującą lekturę. Szkoda tylko, że przy całym swoim frontowym doświadczeniu zapomina nieco o faktach historycznych i nagina je w odpowiedni dla siebie sposób. Mimo tych moich narzekań, Gestapo to ciekawa i lekka powieść, którą najbardziej oporni wobec historii czytelnicy będą w stanie przetrawić w ciągu kilku godzin. Jeśli chodzi o mnie, to nie skreślam autora po jednej książce i rozpoczynam poszukiwania kolejnej pozycji z cyklu Karny batalion Wehrmachtu, która być może bardziej przypadnie mi do gustu.
* S. Hassel: Gestapo. Warszawa 2012.
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości wydawnictwa:
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńFakt, że połowa rodziny służyła w Wehrmachcie sprawia, że nie mogę przejść obok tej pozycji obojętnie ;D
OdpowiedzUsuńZaczynam się bać o Twoje korzenie Dawidzie :D
UsuńMnie również interesuje wszystko, co związane z II wojną światową. Bardzo ciekawa recenzja. Być może sięgnę po którąś z książek z cyklu "Karny batalion...".
OdpowiedzUsuńOstatnio sporo recenzji na temat tej książki. Pewnie po nią sięgnę, ale muszę zacząć od pierwszej części tej serii. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
świetnie napisana recenzja.
OdpowiedzUsuńOh to widzę nie ja jedna mam ochotę na babeczkę. Naprawdę polecam "Przepis życia". Nie spodziewałam się, że będzie to tak przyjemna lektura. :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie bardziej wolę Leo Kesslera niż Svena Hassela. Kessler lepiej pisze i akcja jego powieści jest ciekawsza.
OdpowiedzUsuńZgadzam się w zupełności. :)
UsuńMuszę, muszę i jeszcze raz muszę przeczytać! aaaa!! koniecznie. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZaskoczyła mnie długość tej recenzji, bo ty zawsze piszesz strasznie długie, długie, długie... recenzje, nie, nie krytykuję, a książka wydaje się być ciekawa. Lubię film "Czas honoru", więc czemu by nie dać szansy tej pozycji?
OdpowiedzUsuńW tym wypadku nie było o czym pisać. :P A "Czas honoru" jest chyba najlepszym polskim serialem, jaki do tej pory widziałam. :)
UsuńKsiążka zdecydowanie dla mnie! Szkoda tylko, że pewnie przeczytam ją za kilka miesięcy, jak trochę potanieje, bądź znajdzie się w mojej bibliotece :(
OdpowiedzUsuńHm, nie lubię naginania faktów historycznych;) Jakoś nie ciągnie mnie do tej książki. A jeśli chodzi o wspomniany wyżej "Czas honoru" - to naprawdę niesamowity serial..
OdpowiedzUsuńZupełnie nie moja tematyka. :-)
OdpowiedzUsuńKsiążka nie dla mnie, ale jak najbardziej dla mojego męża. On lubi czytać tego typu literaturę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZ pewnością ciekawe spojrzenie na kwestię II WŚ - ochotnik duński w armii Wehrmachtu brzmi naprawdę intrygująco.
OdpowiedzUsuńMnie również interesuje tematyka drugiej wojny światowej, ale samo GESTAPO już nie aż tak, wiec raczej nie sięgnę po tę książkę. Może gdyby była stricte popularnonaukowa, to bym się skusiła, ale na powieść, w której autor nagina fakty historyczne jak mu pasuje, raczej nie mam ochoty.
OdpowiedzUsuńRecenzja jak zwykle, świetna. Tematyka raczej nieurlopowa, z pewnością gratka dla historyków:)
OdpowiedzUsuńZa historią średnio przepadam, ale książka wydaje się ciekawa. Przekonałaś mnie tym, że może się spodobać nawet opornym na historię, czyli mnie. Do tej pory z tematyką wojenną spotykałam się raczej w filmach, a jeżeli czytałam książki, to raczej o tematyce obozowej. Szkoda tylko, że autor nagina fakty historyczne. Dla kogoś, kto jest na bakier z historią taki zabieg może być szkodliwy i wyrobić fałszywą opinię na temat opisywanych wydarzeń.
OdpowiedzUsuń