środa, 6 lutego 2013

Bursztynek, bursztynek znalazłam go na plaży...

AUTORKI:
Lidia Popiel, Monika Richardson
TYTUŁ:
Polki na bursztynowym szlaku
WYDAWNICTWO:
Świat Książki
LICZBA STRON:
272

Bursztynowy szlak był dla naszych przodków żyjących w czasach starożytnych najważniejszym źródłem dochodu. Trasa, którą poruszali się kupcy, by dotrzeć do "Złota Północy" łączyła kraje basenu Morza Śródziemnego z miejscami leżącymi na południowym wybrzeżu Morza Bałtyckiego. Wyprawy po jantar trwały miesiącami i przynosiły ogromne zyski wszystkim handlującym tą kopalną żywicą. Minęły stulecia i wydawać by się mogło, że bursztynowy szlak raz na zawsze odszedł w niepamięć. Tymczasem dwie Polki: (skądinąd ex ambasadorka i aktualna ambasadorka bursztynu w Polsce) Lidia Popiel - była modelka i fotografka oraz Monika Richardson - dziennikarka i prezenterka telewizyjna w 2010 roku ruszyły tym samym bursztynowym szlakiem, którym podążali nasi przodkowie. Po co zainicjowały to przedsięwzięcie i co spotkały podczas podróży tą nieistniejącą od wieków handlową trasą? O tym właśnie opowiadają nam w swojej książce pt.: Polki na bursztynowym szlaku.


Wbrew pozorom narrację w tej książce prowadzi tylko Monika Richardson. Nie umniejsza to jednak wkładu Lidii Popiel w powstanie tej publikacji. Wspaniałe zdjęcia, które znajdziemy niemal na każdej stronie to właśnie zasługa naszej pani fotograf. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że zdjęcia ilustrujące całą podróż mówią nam o niej więcej niż sama narracja. By jednak nie być gołosłowną, muszę wspomnieć i o tym, co opowiada nam aktualna ambasadorka bursztynu w Polsce.  

Na początku tej opowieści wyruszamy w podróż bursztynowym szlakiem, który rozpoczyna się dla autorek we Włoszech. W tej rzymskiej kolebce obie panie szukają z lepszym lub gorszym skutkiem śladów dawnych tras handlowych. Zwiedzają wszystkie miejscowości położone wzdłuż bursztynowego szlaku. W niektórych z nich napotykają na muzea. W innych cieszą oko straganami z bursztynem, na których turyści kupują pamiątki z podróży. A potem? Brną dalej przez Węgry, Czechy i polskie miasta położone na tym szlaku. Podróż naszych autorek kończy się ostatecznie w Kątach Rybackich, w których w myśl przysłowia "cudze chwalicie swego nie znacie" odnajdują to, czego szukały w całej Europie - człowieka prawdziwie zakochanego w bursztynie. Jest nim pani Danuta Burczik- Kruczkowska, artystka z Kątów Rybackich, która z wielką czcią i zaangażowaniem tworzy ze "Złota Północy" jubilerskie cuda. O wyrobach tej pani i wszystkich innych artystów, których nasze Polki spotkały na swojej drodze, również dowiecie się z książki Polki na bursztynowym szlaku.


Uwielbiam książki podróżnicze, dlatego też nie miałam szczególnych oporów przed lekturą tej pozycji. Choć prywatnie nie darzę wielką sympatią autorek tej publikacji, to miałam nadzieję, że stworzona przez nie opowieść na nowo zainteresuje mnie tematyką starożytnego handlu. Tymczasem otrzymałam w tej książce stosunkowo krótką relację z podróży, która zupełnie nie spełniła moich oczekiwań. Więcej tu opowieści o miejscowych restauracjach i hotelach niż samej historii handlu bursztynem. Co prawda, na kolejnych stronach pojawia się nieco faktów historycznych (jak mniemam czerpanych z publikacji naukowych), nie mniej jednak cała ta opowieść zmierza bardziej ku pokazaniu tego, że spośród wszystkich krajów europejskich położonych na bursztynowym szlaku, tylko w Polsce zachowała się jako taka pamięć o tej cennej żywicy. Dowodem na to są fabryki bursztynu i muzea rozsiane po różnych polskich miastach. Ale przecież takie podejście do bursztynu wynika również z jego zasobów. Skoro Polacy mają go w kraju tak wiele, to też nic dziwnego, że mogą z niego korzystać. W całej opowieści przeszkadzają również odautorskie uwagi na temat artystów, którzy w taki, czy inny sposób podjęli się przeróbki bursztynu, by tworzyć z niego swoje dzieła. Autorka dosyć krytycznie odnosi się do sztuki, która operuje jantarem i aż do spotkania z panią Danusią stale podkreśla, że nie tego szukała podczas swojej podróży. Mało to obiektywne biorąc pod uwagę fakt, że ambasadorowanie naszemu bogactwu naturalnemu obligowałoby raczej do propagowania eksploatacji tej żywicy w każdej formie, która może jej przydać na popularności. Być może to tylko moje spostrzeżenia, na które podczas czytania Polek na bursztynowym szlaku wcale nie zwrócicie uwagi, dlatego też polecam tę książkę wszystkim miłośnikom polskiego bursztynu i dobrych fotografii, bo tych w książce z pewnością nie brakuje.





7 komentarzy:

  1. Będąc ostatnio w Poslce nie mogłam się nadziwić, ile pojawiło się książek o tematyce podróżniczej, którym patronują więksi lub mniejsi prominenci... Póki co jestem oddaną fanką Wojciechowskiej, do całej reszty podchodzę z rezerwą i podejrzewam, że to co Tobie tutaj przeszkadzało i mnie bardzo by uwierało. Dlatego ... tym razem się wstrzymam. Ale recenzja jak zwykle znakomita :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestem wielbicielką książek podróżniczych, szczerze powiedziawszy. To dlatego, że sama wolę zwiedzać dane kraje niż o nich czytać. Ale Twoja recenzja jest bardzo ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech, z chęcią również wybrałbym się na taką podróż. Mógłbym nawet być równocześnie pisarzem jak i fotografem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię od czasu do czasu poczytać książki podróżnicze, ale po przeczytaniu Twojej recenzji wydaje mi się, że ta nie przypadłaby mi zbytnio do gustu. Obok relacji z podróży chętniej poczytałabym o starożytnym handlu niż o restauracjach i hotelach.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jedną autorkę znam, drugiej nie. A bursztyn niezbyt mi się podoba, więc z pewnością nie jest to książka dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakoś nie przepadam za obiema paniami, choć sam temat wydaje mi się interesujący :)

    Masz bardzo fajną szatę graficzną!

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie przekonuje mnie ta książka. Chyba wolałabym coś autorstwa osób, które mają większą wiedzę - również historyczną - na ten temat;)

    OdpowiedzUsuń