Zanim pojawi się kolejna recenzja, chciałabym zwrócić Waszą uwagę na książkę, o której ostatnio dosyć głośno w świecie literackim. Jej autorem jest Daniel Chavarria, a jej okładka wygląda następująco:
Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa MUZA, które reklamuje ją w taki oto sposób:
Adios muchachos!
to opowieść o rowerowej dziwce i „podmorskim cwaniaczku”,
o pazernych biznesmenach i niepoprawnych marzycielach,
o tym, że potrzeba jest matką wynalazku,
choć niekoniecznie jest wtedy wzorem rodzicielskich cnót –
i że w każdym fachu da się osiągnąć maestrię.
Zapowiada się ciekawie. Czy tak jest w istocie? Jeśli już zapoznaliście się z treścią tej książki, to czekam na Wasze opinie.
To prawda, zapowiada się ciekawie.)
OdpowiedzUsuńJa raczej podziękuję:)
OdpowiedzUsuńA ja czekam na Twoją opinię ;-)
OdpowiedzUsuńOkładka, nie powiem, wzrok przyciąga. Ale czy treść będzie równie interesująca? Śmiem wątpić, zalatuje jakimiś pięćdziesięcioma twarzami... No ale "nie oceniaj po okładce" etc, bla, bla :P
Okładka miła dla oczu panów. ;) Mam na uwadze cały czas tę książkę i też czekam na twoją recenzję. :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie okładka typowo dla panów!
OdpowiedzUsuńMoże jest i tak, że okładka jest najlepszą częścią tej książki :D Jeśli będę miała okazję ją przeczytać, to podzielę się wrażeniami. Jeśli nie, to czekam na Wasze. :)
OdpowiedzUsuńWidziałam tę książkę w zapowiedziach, okładka faktycznie przykuwa wzrok, ale w końcu się na nią nie zdecydowałam.
OdpowiedzUsuńNie lubię tego typu okładek - jak dla mnie zalatuje w tym przypadku tandetą.
OdpowiedzUsuńHa, nie wiem, co jest gorsze - okładka, czy opis. Jedynie, co ratuje tę pozycję w moich oczach to wydawnictwo oraz postać autora - urugwajskiego rewolucjonisty, zamieszkałego na Kubie. Z niecierpliwością czekam na recenzję, bo przypuszczam, że dobra książka została fatalnie skrzywdzona mierną reklamą. Mam podobnie zdanie jak molarnia - mnie również śmierdzi tanimi trickami, mającymi przyciągnąć uwagę czytelnika.
OdpowiedzUsuńSkandaliczne reklamy ostatnio napędzają czytelniczy rynek, czego najlepszym przykładem jest słynna seria przygód Greya. ;P
OdpowiedzUsuńTo mnie właśnie boli najbardziej - że coraz ważniejsza od treści książki jest jej reklama. Sprzedaje się miliony nakładów gniotów pokroju Greya, a ludzie czytają to, bowiem na własne oczy chcą się przekonać, czy to rzeczywiście takie złe, kontrowersyjne, etc. jak inny gadają. W efekcie mocno średni albo wręcz słabi pisarzy pokroju nieszczęśliwie przywołanej pani Eriki Leonard spychają z orbity czytelniczych zainteresowań naprawdę godne uwagi nazwiska.
OdpowiedzUsuńWiem, że nie powinienem nikomu nic narzucać, wytykać, których twórców winno się poznać, a których już nie, ale nie potrafię się po prostu pogodzić z sytuacją, kiedy taką sagę o Greyu kojarzy ze słyszenia niemal każdy, nawet nie czytający osobnik, a już nazwisko Coloane mówi przeciętnemu polskiemu czytelnikowi tyle, co współczynnik korelacji Pearsona poloniście.
Takich okładek nie spotyka się zbyt często, więc to już jest plus, bo jednak jest inna i przyciąga wzrok. Co do treści - nie mogę wypowiedzieć się, gdyż książki nie czytałam, ale mam nadzieję, że kiedyś nadarzy się taka okazja.
OdpowiedzUsuń