Anna Wrzalińska
TYTUŁ:
Życie rumiane moje
WYDAWNICTWO:
Novae Res
LICZBA STRON:
612
Anna Wrzalińska jest z wykształcenia politologiem
i negocjatorem. Ma reporterską duszę i talent do tworzenia nietuzinkowych
historii. O tym ostatnim możemy przekonać się dzięki jej debiutanckiej książce
pt.: Życie rumiane moje. Co takiego autorka umieściła na ponad 600 stronach
swojej pierwszej publikacji? Wszystko, czego czytelnicza dusza zapragnie.
Historia opowiedziana w tej
książce rozpoczyna się dość nietypowo. Poznajemy młodziutką Mariannę, o której
życiu i uczuciach dowiadujemy się od jej przyjaciółki Amelii. Okazuje się
bowiem, że Marianna zaginęła, a jedyną rzeczą, jaka po niej pozostała jest
pamiętnik. Ten właśnie pamiętnik staje się przyczynkiem do odtworzenia kolei
losu Marianny i mężczyzny o wschodnio brzmiącym imieniu Nikołaj. W tej miłości
nie byłoby może nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że Marianna od wczesnych lat
dzieciństwa była ciężko doświadczana przez los. Problemy z kręgosłupem, krótsza
noga i brak jednego oka to tylko niektóre wady, z którymi nasza bohaterka
musiała się borykać każdego dnia. Mimo swojego widocznego kalectwa, jej życie
nabiera sensu, gdy pojawia się on. O wiele starszy opiekun grupy studentów
warszawskich przebywających na wyjeździe w ZSRR, pewnego dnia ratuje Mariannę
przed gwałtem. A potem? Po prostu się w niej zakochuje. Sęk w tym, że jego
życie również nie było usłane różami. Można by pomyśleć, że tych dwoje
połączyło przeznaczenie? To dlaczego Nikołaj nie chce uwiecznić swojego
szczęścia na fotografii i z premedytacją unika zdjęć, a w chwilach
zdenerwowania wykrzykuje Mariannie, że jest agentem? Nie sposób wyjaśnić tych
wszystkich kwestii bez zapoznania się z tą nieco skomplikowaną historią.
Miłość i dramaty bohaterów to nie
jedyne wątki poruszone w powieści Anny Wrzalińskiej. Drugim pełnoprawnym
bohaterem tej książki jest szeroko pojęta historia. Losy Polskiej
Rzeczypospolitej Ludowej i „Wielkiego Brata”[1]
oraz kolejne przemiany na arenie międzynarodowej przeplatają się tu z
osobistymi wyznaniami zawartymi w pamiętniku naszej Marianny. Szczególnie
poruszające są w tej książce opisy Mauzoleum Lenina, czy katastrofy reaktora
jądrowego w Czarnobylu. Nasi bohaterowie biorą udział w wielu z tych
wiekopomnych zdarzeń i tym samym oswajają czytelnika z historią, która nie
wszystkim kojarzy się równie przyjemnie, co mnie.
Przewracając kolejne karty tej
powieści, w mojej głowie nieustannie huczało pytanie: jak skończy się ta literacka
przygoda Marianny i Nikołaja? Co prawda już na początku książki dostajemy
wyraźne sygnały wydarzeń, które prowadzą do nieco odbiegającego od naszych wyobrażeń
finału, ale urywany tok pamiętnikarskiego wywodu za każdym razem zbija
czytelnika z właściwego tropu. Ostatecznie docieramy jednak do końca tej
opowieści, który rozszerza nasze pole interpretacyjne do niewyobrażalnych
rozmiarów. Czy na Mariannę i Nikołaja czeka tu szczęśliwe zakończenie? Myślę,
że po lekturze tej książki będziecie mogli sami poszukać odpowiedzi na to
pytanie.
Wśród wielu książek podejmujących
w jakikolwiek sposób tematykę historiozoficzną, pozycja Anny Wrzalińskiej
bardzo pozytywnie się wyróżnia. Co więcej, opowieść przemycona w książce Życie rumiane moje nie tylko nie zniechęca czytelnika, ale wręcz prowokuje go do
postępującego odkrywania lektury. Nawet znaczna ilość stron nie stanowi w tym
przypadku bariery czytelniczej. Z pozoru prosta historia jest bowiem
opowiedziana z taką precyzją, że wprost nie można wyjść z podziwu dla samej
pisarki. W tym miejscu należy docenić również ogromną wiedzę Anny Wrzalińskiej
na temat kultury i historii ZSRR (a później Federacji Rosyjskiej), którą pisarka zechciała się podzielić z
szerokim gronem odbiorców. Mam nadzieję, że swą rozległą wiedzę pisarka
wykorzysta przy tworzeniu kolejnych powieści poruszających równie interesującą problematykę.
Książkę otrzymałam dzięki
uprzejmości wydawnictwa:
[1] Mianem
tym określano w latach PRL-u trzymający w ryzach nasze państwo Związek
Socjalistycznych Republik Radzieckich.
Wow, to chyba najdłuższa książka wydana przez Novae Res jaką widzę :P Na razie nie sięgnę, bo i tak nie mam kiedy... ledwo wyrabiam się z własnymi egzemplarzami.
OdpowiedzUsuńCegiełka, ale chętnie bym ją przeczytała :)
OdpowiedzUsuńPonad 600 stron debiutu robi wrażenie. Do tego b. fajny okres historyczny, czyli czasy komuny. Ciekaw jest ogromnie tego, co ma do opowiedzenia pisarka na temat ZSRR.
OdpowiedzUsuńCzuję się zachęcona do przeczytania. Dokładnie nie wiem, co mnie przyciąga do tej książki, ale postaram się ją zdobyć i przeczytać :)
OdpowiedzUsuńNiestety ale to nie moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa historii Marianny i Nikołaja. Początkowo informacja o tych ponad 600 stronach nieco mnie zniechęciła. Ale jeżeli mamy w jednym historię znajomości dwojga ludzi, tajemnicę, historię i Rosję, to jestem na tak;)
OdpowiedzUsuńBrzmi nieźle. Objętość mi nie przeszkadza, bo jeśli książka jest dobrze napisana, to czytanie takiego tomiska to sama przyjemność. :)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, nie przepadam za książkami, których akcja osadzona jest w komunistycznych czasach. Wyśmiewanie ustroju i jego absurdów nie leży mi po prostu. Ale mam wrażenie, że tu chodzi o coś zupełnie innego. Chyba się nie mylę, prawda? Zaciekawiła mnie ta książka.
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie swoją (świetną) recenzją...chętnie poznam historię Marianny i Nikołaja...
OdpowiedzUsuńTo chyba nie dla mnie, jednak 600 stron robi wrażenie :)
OdpowiedzUsuń