AUTOR:
Roman Dąbrowski
TYTUŁ:
Sto dni Mussoliniego
Sto dni Mussoliniego
WYDAWNICTWO:
LTW
LICZBA STRON:
200
Lecz Brutus mówi, że był władzy chciwy,
A Brutus wielce jest
szanownym mężem…*
Ten trafny cytat z
dzieła Williama Szekspira pt.: Juliusz Cezar stanowiący charakterystykę
zdrajcy –Brutusa, stał się po kilkuset latach mottem książki opowiadającej o
jednym z największych przywódców XX- wiecznej Europy. Książka ta mówi o Włochu,
którego nie tylko nazwisko, ale i czyny zna każdy z nas. Tym włoskim wodzem
jest Benito Mussolini. A książka napisana przez Romana Dąbrowskiego nosi tytuł:
Sto dni Mussoliniego.
Dlaczego autor używa cytatu z dramatu Juliusz Cezar i czemu akurat tego, który charakteryzuje Brutusa – największego w historii Cesarstwa Rzymskiego zdrajcę? Jak się pewnie domyślacie, nie jest to przypadkowy zabieg. Benito Mussolini darzył sympatią i uznaniem wiele historycznych postaci. Jednak pierwsze miejsce w hierarchii jego idoli miał właśnie Juliusz Cezar. Mussolini wielokrotnie nawiązywał do idei „Wielkich Włoch” jako odbudowy Cesarstwa Rzymskiego. Nie ukrywał również, że uznawał siebie za wodza na miarę Cezara. Czy takim był w istocie? Powinniście to sami ocenić po przeczytaniu książki Dąbrowskiego. Osobiście myślę, że pomiędzy tymi postaciami istniała jakaś nieokreślona więź, nie tylko narodowa ale i mentalna. A może to tylko Mussolini „zapatrzył” się na swojego włoskiego przodka?
No dobrze, skoro
wiemy już, dlaczego Juliusz Cezar, to wyjaśnijmy jeszcze, co ma z Mussolinim
wspólnego Brutus? Nie zapisał się on godnie na kartach włoskiej historii. Jako
najbliższy współpracownik i przyjaciel Cezara, stał się na wieki synonimem
spisku i zamachu na „głowę” najwyższej władzy. Jak to się odnosi do postaci
Duce? Otóż na Mussoliniego również dokonano zamachu. Spisek przeciwko niemu
uknuli najbliżsi, którzy zmusili go do rezygnacji ze stanowiska premiera. Byli
to przyjaciele i współpracownicy Partii Narodowo-Faszystowskiej oraz członkowie
Wielkiej Rady Faszystowskiej. Mussolini mógł się tego spodziewać po królu
Wiktorze Emannuelu III, po opozycji, ale nie po swoich towarzyszach. Stało się
jednak inaczej. Zanim przejdziemy do upadku Benita Mussoliniego, wróćmy na
chwilę do początku tej książkowej historii.
Pewnie wydaje wam
się, że znacie postać Benita Mussoliniego. Skąd? Z lekcji historii? Co o nim
wiecie? Podejrzewam, że tyle, iż był przywódcą faszystowskich Włoch w XX-leciu
międzywojennym, a następnie wszedł do koalicji państw Osi Berlin-Rzym-Tokio i
wraz z Hiltlerem chciał przestawić Europę na dogodne dla siebie tory. Jeśli
dokładnie tyle możecie powiedzieć na temat Mussoliniego, to koniecznie
powinniście sięgnąć książkę Romana Dąbrowskiego.
Zapytacie: co w tej
książce jest takiego, co powinniśmy wiedzieć o Duce? Zapytajcie lepiej, czego
tam nie ma. Nasz rodak Roman Dąbrowski lepiej niż nie jeden Włoch skreślił w
swoim utworze ciekawy portret psychologiczny Mussoliniego. Dąbrowski z zawodu
dziennikarz i korespondent wojenny poznał „swojego kolegę po fachu” w 1935 roku
podczas wojny włosko-abisyńskiej. Wtedy to miał okazję spotykać się z
Mussolinim i jego poplecznikami. Później kilkakrotnie odwiedzał Włochy, a po II
wojnie światowej zbierał na terenie tego kraju informacje, które przyczyniły
się do powstania Stu dni Mussoliniego. Autor zbudował tę książkę na podstawie
tytułowych stu dni z życia wodza faszystowskich Włoch. Dodam, że nie byle
jakich stu dni. Na warsztat wziął Dąbrowski okres od zdymisjonowania Benita
Mussoliniego ze stanowiska premiera Włoch, przez jego przywództwo nad Republiką
Salo, aż do tragicznej śmierci Duce.
Na całość Stu dni
Mussoliniego składają się trzy symboliczne części: Zachód, Zmierzch, Noc,
które stanowią symbol upadku wodza faszystowskich Włoch. W kolejnych
rozdziałach obserwujemy coraz większą porażkę Mussoliniego, która doprowadzi do
jego tragicznej śmierci. Żeby jednak stać się obiektywnym odbiorcą książki
Dąbrowskiego, trzeba na chwile zapomnieć o poglądach politycznych Duce i
spojrzeć na niego, jak na przeciętnego mężczyznę, syna kowala. Dąbrowski
ukazuje go nam przede wszystkim jako męża i ojca. Ojca swoich dzieci, ale też
ojca narodu włoskiego, za którego się uważa. Jest w tej książce coś, co
powoduje, że jesteśmy w stanie obdarzyć bohatera współczuciem. Zwłaszcza wtedy,
kiedy odwracają się od niego wszyscy, którym wierzył. Ale także wtedy, gdy
przebywając we włoskiej niewoli, myśli tylko o tym, co dalej będzie z Italią.
Mussolini z książki
Dąbrowskiego to typowy Włoch. To impulsywny, pewny siebie mężczyzna z dużą dozą
zapędów dyktatorskich, które zawiodły go na sam szczyt hierarchii politycznej.
To człowiek, który stał się inspiracją dla swojego późniejszego niemieckiego
sprzymierzeńca – Adolfa Hitlera. Po udanym „marszu na Rzym” imponował nie tylko
rodakom, ale i wielu Europejczykom o skrajnie prawicowych poglądach. Ale poza
tym wszystkim, Mussolini był nadal tylko człowiekiem. Mimo całego swojego
sprytu nie przewidział, że sprzymierzeńcy polityczni zechcą doprowadzić do jego
ruiny. Celowo pominę tu wszystkie wydarzenia, które dzień po dniu doprowadziły
do ostatecznego upadku Duce. Zainteresowani znajdą je wszystkie na kartach
książki Dąbrowskiego. To na oczach czytelnika faszyzm zniknie niby śnieg
wiosenny, a owce opuszcza swego pasterza.
Zaletą książki Romana
Dąbrowskiego jest z pewnością ciekawa charakterystyka postaci Benita
Mussoliniego. Nie jesteśmy w stanie za sprawą tej książki powiedzieć, po której
stronie stał autor. Czy był on jego zwolennikiem, czy raczej przeciwnikiem?
Tego się nie dowiemy. Dowiemy się za to, jak zachowywał się Mussolini, jakie
problemy towarzyszyły mu w jego ostatnich stu dniach i jakie relacje łączyły go
z różnymi ludźmi. Autor w sposób prosty i klarowny tworzy fabułę, za sprawą
której prowadzi czytelnika za rękę po włoskiej ziemi, na przełomie 1943 i 1944
roku. Jest w tym opisie coś takiego, że chcemy iść śladami Mussoliniego i
towarzyszyć mu w ostatnich stu dniach egzystencji. Dodatkową zaletą tej książki
są ilustracje. Może nie jest ich zbyt wiele, ale za to są bardzo wymowne.
Spośród nich jedna zasługuje na szczególną uwagę. To wspólne zdjęcie Duce i
Führera podczas jednego ze „strategicznych spotkań”. To zdjęcie mówi właściwie
wszystko o tych dwóch wodzach. Hitler stoi na nim wyprostowany, pełen powagi i
buty, podczas gdy Mussolini uśmiecha się do nas zalotnie, jak na Włocha
przystało. Jak widać nie tylko różnica wzrostu dzieliła obu europejskich
przywódców. Co poza nią? Przeczytajcie sami.
Wszystkich, którzy
chcieliby sięgnąć po tę książkę przestrzegam: nie jest ona próbą biografii. Nie
oszukujmy się, szczegółowa biografia Mussoliniego jest znana przede wszystkim w
gronie historyków i osób zafascynowanych postacią Duce. Dlaczego wśród tak
niewielu? Bo to nie on „grał pierwsze skrzypce” w II wojnie światowej. Bo jego
poglądy polityczne i włoski faszyzm nie były tak radykalne, jak jego
zachodniego kolegi Hitlera. Mimo podobieństwa niektórych założeń, nie możemy
dziś porównać faszyzmu włoskiego i niemieckiego nazizmu. Ten ostatni pod wodzą
Führera spowodował śmierć i cierpienie milionów osób, dlatego też częściej o
nim pamiętamy. A zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądały relację tych dwóch
panów? Czy rzeczywiście była to „wielka przyjaźń”, czy raczej „polityczne
małżeństwo”? Nie będę odpowiadała na to pytanie, chociaż po lekturze książki
Dąbrowskiego mam już swoje zdanie na ten temat. Wszyscy, którzy chcieliby
poznać stosunki, jakie łączyły Mussoliniego i Hitlera po prostu muszą sięgnąć
po tę pozycję. Gorąco polecam!
*W. Szekspir: Juliusz
Cezar. Kraków 2001.
0 komentarze:
Prześlij komentarz