Bernard Cornwell
TYTUŁ ORYGINALNY:
Sword Song
TYTUŁ POLSKI:
Pieśń miecza
TŁUMACZENIE:
Agnieszka Zając, Mateusz Pyziak
WYDAWNICTWO:
Instytut Wydawniczy Erica
LICZBA STRON:
528
Kiedy na polskim rynku wydawniczym ukazuje się kolejna powieść kogoś tak popularnego jak Bernard Cornwell, stali czytelnicy są już świetnie przygotowani na historię, którą ze sobą niesie. Zwłaszcza, że Pieśń miecza to już czwarta część opowiadająca o wojnach wikingów w dobie mrocznego średniowiecza. Jak przystało na kolejną część cyklu, pojawia się także postać znanego fanom bohatera Uthreda z Bebbanburga, który mimo osobistej niechęci do swego władcy pozostaje na służbie saskiego księcia Alfreda. A co jeśli czytelnik nie zna wcześniejszych przygód tego śmiałka? Do tego nie miał w ręcę ani jednego z poprzednich tomów o dziejach wikingów? Nic nie szkodzi Drodzy Czytelnicy. Ja również należę do grona tych, którzy więcej o książkach Cornwella słyszeli niż mieli okazję przeczytać, a mimo tego nie czułam się jakoś szczególnie zagubiona podczas lektury Pieśni miecza. Może to zasługa jej twórcy? A może Uthred po prostu świetnie śpiewa swoją pieśń?
Od wydarzeń przedstawionych na kartach tej książki minęły lata, ale ta z pozoru odległa perspektywa ciągle żyje w pamięci Uthreda. Dlatego już jako starzec postanawia uraczyć czytelników pieśnią o dawnej sławie i potędze nie tylko swojej i swojego pana księcia Alfreda, ale też bestialskich wikingów dzierżących w swych rękach północną część Anglii. I tak dzięki słowom naszego bohatera przenosimy się do roku 885, by na własne oczy zobaczyć podzielone między te dwa skrajnie odmienne obozy ziemie i przekonać się, czy Uthredowi uda się wyrwać z rąk wikingów północ kraju i osiąść tam jako władca z ramienia księcia Alfreda. Przepowiednia głosi bowiem, że Uthred stanie się księciem. Czy jednak swoimi czynami zasłuży on na ten tytuł, opowie Wam już sam zainteresowany.
Wśród całej palety postaci, którą odnajdziemy w Pieśni miecza, wiele z nich to osoby dwulicowe, przebiegłe i zaborcze. I choć Uthred na pozór wydaje się być wiernym poddanym księcia saskiego, to jego podstępna natura pcha go również do układów z groźnymi Duńczykami. Wykorzystanie gry na dwa fronty ma mu w teorii ułatwić zdobycie Londynu, ale zanim uda mu się ten chytry plan wcielić w życie, czeka go jeszcze dużo zgotowanych przez los niespodzianek. Dla mnie zachowanie Uthreda i jego sposób opowiadania były niezwykle irytujące. Przekonany o swej sile i męstwie wojak uważa bowiem, że został niesłusznie pominięty w pieśniach pochwalnych, jak gdyby tylko na tym zasadzała się potęga jemu podobnych. Do tego jest momentami bardzo uszczypliwy i przede wszystkim jak przystało na prawdziwego w tamtym czasie mężczyznę - za nic ma sobie płeć piękną, która w jego przekonaniu ma służyć tylko do kochania i ozdabiania osoby jej męża. I może nie byłoby nic złego w podobnych stwierdzeniach, gdyby nie fakt, że Uthred wcale nie postępuje zgodnie ze swoimi przekonaniami. Ba, jest nawet gotów poświęcić się, by wykupić z duńskiej niewoli książęcą córkę. Nasuwa się więc pytanie: czy to zwyczajny brak konsekwencji w kreacji bohatera, czy też sam Uthred ma maleńkie rozdwojenie jaźni?
Przyznam szczerze, że do czytania, a potem napisania recenzji Pieśni miecza podchodziłam z dużą rezerwą. Trudno jest napisać coś konstruktywnego na temat kolejnej książki człowieka, który niemal każdą swoją książką podbija serca pasjonatów powieści historycznych. Być może koncenpcje Cornwella świetnie sprawdzają się przy konstruowaniu opowieści z innych okresów historycznych, ale obszar związany z wojnami wikingów jest w wydaniu tego autora mało interesujący i podejrzewam, że gdyby nie mój historyczny sentyment do tej tematyki, miałabym sporą trudność z przeczytaniem tej historii. Nie można jednak skreślać autora po jednym jego dziele, więc postaram się jak najszyciej zatrzeć to mało pozytywne wrażenie i zabieram się za kolejną powieść Bernarda Cornwella. Może tym razem trafię w dziesiątkę?
Książkę otrzymałam dzięki uprzejmości:
Swiat wikingów jest dla mnie niezwykle pociągający, dlatego szybciutko wyłapuję pojawiające się pozycje ma rynku wydawniczym, które mają coś z tą tematyką wspólnego. Na tę ksiązke też mam oko, tym bardziej, że już zaznajomiłam się z prozą Cornwella bardzo przyjemnie podczas czytania "Zimowego monarchy". Nie zawsze każda książka jednego autora jest tak samo udana, ale mimo tego liczę na pozytywne wrażenia z lektury :)
OdpowiedzUsuńJa jakoś do Cornwella przekonać się nie mogę. Nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam dwie pierwsze części i byłam naprawdę pod sporym wrażeniem...trochę stonowałaś mój zapał do sięgnięcia po następne części, nie chciałabym się rozczarować...
OdpowiedzUsuńCzwarta część? Na razie podziękuję;) Jakby co - zacznę od pierwszej;)
OdpowiedzUsuńMam słabość do Wikingów. Bardzo chętnie zapoznam się z tą sagą - ale od początku :)
OdpowiedzUsuńW sumie tematyka mnie zainteresowała. Uwielbiam historię w książkach, ale ta wydaje się taka nużąca. No i ta niekonsekwencja bohatera.
OdpowiedzUsuńWielokrotnie macałem książki tego pana, układając je na empikowych półkach, ale na lekturę żadnej z nich jak dotąd się nie zdecydowałem. Twoja recenzja daje mi promyk nadziei, że nie straciłem na tym aż tak wiele - dziękuję :)
OdpowiedzUsuńTo ja w temacie wikingów podrzucę ciekawą animację (Bagiński!)
OdpowiedzUsuńhttp://www.platige.com/pl/page/340-Vikings
Recenzje książek Bernarda Cornwella już od jakiegoś czasu rozpalają moją wyobraźnię i chęć ich przeczytania :) Mam nadzieję, że jednak zacznę od pierwszej części :)
OdpowiedzUsuńKompletnie nie moje klimaty (tak mi się przynajmniej wydaje po Twojej recenzji)
OdpowiedzUsuń