Dorota Masłowska
TYTUŁ:
Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną
WYDAWNICTWO:
Świat Książki
LICZBA STRON:
208
W moich dość zamierzchłych
czasach licealnych pisało się wiersze lub opowiadania do szuflady. Były to z
reguły jakieś grafomańskie próby, które najczęściej czekał proces
biodegradacji. W najlepszym przypadku (przy dużym, słownym dopingu polonistki)
trafiały one na jakiś podrzędny, gminny konkurs, w którym główną nagrodą była „wejściówka”
na delikatnie mówiąc nudny wieczorek poetycki, a nagrodą pocieszenia zestaw
kolorowych długopisów. Zdopingowani tak wartościowymi łupami, przestawaliśmy na
dobre obcować z piórem, by nie narażać się na pośmiewisko rówieśników. Na całe
szczęście wśród tej bandy młodych twórców zdarzają się perełki, takie jak
Dorota Masłowska. Jej debiut pisarski zamiast na stos makulatury trafił na
półki księgarń i bibliotek w postaci książki Wojna polsko-ruska pod flagą
biało-czerwoną. A potem rozległy się peany na cześć młodziutkiej autorki.
Krytycy, pisarze i ludzie show biznesu wyrażali swoje uznanie i podziw nad talentem
debiutującej pisarki. Jak myślicie dlaczego?
Trzeba przyznać, że w tym
chwaleniu było trochę komercji. Masłowska wyszła z ukrycia niosąc ze sobą
zupełnie nowe spojrzenie prozatorskie. Kobieta stylizująca powieść na mowę dresiarza?
Tego jeszcze nie było. Kiedy Marcin Świetlicki powiedział, że „[…] warto było
żyć 40 lat, by wreszcie coś tak interesującego przeczytać”, krytyka zamarła. Czy
ten monolog (miejscami dialog) Silnego przerywany licznymi zwrotami akcji jest
rzeczywiście tak genialny?
Chwała Bogu, że głównym bohaterem
tej książki jest Andrzej Robakoski, znany jako Silny. To jedna z tych postaci,
obok których nie da się przejść obojętnie. Jego cięte riposty wzięte wprost z
osiedlowego, dresiarskiego towarzystwa są cudne. Sam język tej powieści byłby
jednak niczym, gdyby nie kolejne przygody Silnego z płcią przeciwną. Poznajemy
go w trudnym i zarazem groteskowym momencie. Oto Arleta przekazuje mu
wiadomość, że jego dziewczyna Magda z nim zrywa. Ta informacja powoduje skrajne
emocje, których Silny nie potrafi się pozbyć niemal do końca powieści. W swoim
dresiarskim sercu ma jeszcze nieco miłości do Magdy, ale jej kolejne wybryki przepełniają
Andrzeja nienawiścią. A jakie jest najlepsze lekarstwo na złamane serce? Druga
kobieta, a potem trzecia, czwarta i piąta. Każda inna, wszystkie dziwne.
Cnotki, dziewice, gotki, wariatki – wokół nich kręci się powieściowe życie
Silnego. Do tego dochodzą bliskie spotkania z policjantem, śmierć Suni i
oczywiście tytułowa wojna polsko-ruska, a właściwie spektakularnie obchodzony
Dzień Bez Ruska. Krótko mówiąc: cuda na kiju. I może nawet nie byłoby nic
dziwnego w tym zapisie przeżyć Silnego, gdyby nie pewien zaskakujący pomysł
autorki. Silny i jego kolega trafiają na policję, by złożyć zeznania. Tam czeka
na nich protokolantka Masłowska. To spotkanie jest chyba w tej powieści
najciekawsze. Nie wiadomo, czy to Masłowska przesłuchuje Silnego, czy Silny
Masłowską. Obie strony wymieniają się pytaniami i odpowiedziami. Dzięki takiemu
zabiegowi, czytelnik ma autorkę niemal na wyciągnięcie ręki. Wszystko to budzi
jednak mały niepokój u Silnego, o którym protokolantka wie podejrzanie zbyt
dużo. Czyżby był tylko wykreowany w papierowym świecie? Jak skończy się tak
dziwna relacja autorki i bohatera? Przeczytajcie sami.
Kiedy w 2002 roku Dorota
Masłowska pokazała światu Wojnę polsko-ruską…, to rzeczywiście było coś wyjątkowego.
Ba, nawet dziś wśród tego powieściowego potoku młodej prozy trudno znaleźć
książkę porównywalną do tej. Pod postacią Silnego kryje się znakomita satyra na
otaczająca nas rzeczywistość. Młodzież pozbawiona ambicji i szans na przyszłość
preferuje frywolny styl życia opatrzony dodatkową dawką „czasoumilaczy”. Do
tego stara jak świat relacja damsko-męska przedstawiona z perspektywy
zranionego dresiarza, nadaje fabule rys nowoczesności. Nie brak tu ironii i
znanych stereotypów, choćby tych związanych z zasadnością polskich służb
mundurowych. Wszystko to ujęte na 207 stronach powieści, czyni z niej
monumentalne dzieło współczesności, którego nawet nie trzeba specjalnie polecać.
Zostawiam Was zatem z tymi przemyśleniami, a sama ruszam na poszukiwania kolejnej
książki Masłowskiej, czyli Pawia królowej. Bardziej opornym polecam chociaż
film Wojna polsko-ruska Xawerego Żuławskiego z (w moim przekonaniu) rolą
życia niezbyt utalentowanego, acz urokliwego Borysa Szyca. Poniżej zamieszczam świetny zwiastun tego filmu.
Masłowska jest według mnie bardzo ciekawą osobą, ale jakoś mnie do jej książek nie ciągnie...
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja! Czytałam tę książkę jakieś dobre 10 lat temu w czasach licealnych. Podobała mi się wtedy ogromnie i nie rozumiałam potem skąd to pastwienie się nad nią. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo ja chyba jako bardziej oporna wybiorę film :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam i o książce i o filmie. Ale chyba najpierw sięgnę po książkę, jak już się zabiorę za tę "wojnę". Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam książkę i widziałam film. Książka zrobiła na mnie wrażenie jako coś zupełnie innego od reszty, ale absolutnie niczym mnie nie zachwyciła. A film? Szyc zagrał całkiem dobrze, ale nie powiedziałabym żeby to była rola jego życia...Najbardziej pozytywnie zaskoczyła mnie w nim Sonia Bohosiewicz, dała z siebie dużo. :)
OdpowiedzUsuńZa grą aktorską Soni Bohosiewicz nie przepadam chyba bardziej niż za wypocinami Szyca. Jego role w "Krecie" czy "Bitwie warszawskiej" były niestety o wiele gorsze niż kreacja Silnego. Może jeszcze w "Lejdis" się ciut postarał. :)
UsuńOj do "Bitwy warszawskiej" w ogóle pasował mi on jak pięść do oka...;)
UsuńChyba każdy przechodził w czasach szkolnych etap grafomańskich zapędów. ;)
OdpowiedzUsuńO książce słyszałam i czytałam ją we fragmentach dwa lata temu, gdyż omawialiśmy ją na warsztatach z literatury współczesnej, w których miałam okazję uczestniczyć. Wtedy byłam zaszokowana. To istotnie specyficzna lektura. Trudno oceniać ją na podstawie 20 wyrwanych z kontekstu, przeczytanych stron, ale zaintrygowała mnie niesamowicie - język, styl, pomysł... Nie miałam jeszcze okazji przeczytać jej "od deski do deski", ale na pewno przeczytam.
W życiu sama bym nie sięgnęła po tą książkę, ale Twoja świetna recenzja jest tak przekonująca, że zapewne zmienię zdanie:)
OdpowiedzUsuńOj tak. Próby tworzenia "arcydzieł" też mnie nie ominęły. Poświęcę pół minuty ciszy na uczczenie ich pamięci.
OdpowiedzUsuńKsiążki nie czytałam, filmu nie oglądałam, ale to raczej dlatego, że jak jestem w bibliotece, to zapominam spojrzeć, czy to to stoi na półce. Jestem ciekawa, nie powiem.
Ani filmu, ani ksiązki nie czytałem, więc pora to nadrobić. :)
OdpowiedzUsuńJakoś mnie nie ciągnie...
OdpowiedzUsuńTo jedna z niewielu pozycji, której nie czytałem, a obejrzałem jedynie jej ekranizację. Na film zostałem wyciągnięty nieco pod przymusem, nie powalił mnie, a cały efekt dodatkowo zepsuł wszędobylski Szyc, dlatego do głowy nie przyszła mi nawet myśl, by sięgnąć po lekturę powieści Masłowskiej. Po Twojej znakomitej recenzji, chyba będę musiał zmienić zdanie.
OdpowiedzUsuńJest malutka szansa, że Masłowska odczaruje Ci tego Szycowego Silnego. :)
UsuńJózek podobno wpierw zjechał tę książkę, potem jednak mu się odmieniło i uważa ją za jedną z lepszych, także pewnie kiedyś będę musiał zajrzeć ;)
OdpowiedzUsuńJózek dobrze prawi :D
UsuńA pewnie, w końcu Józek ;D
Usuńwstyd, nie słyszałam o książce wogóle i żyłam w nieświadomości aż do przeczytania recenzji. Nie powiem, żebym nie była ciekawa jak ja ją odbiorę, muszę się rozejrzeć w bibliotece :)
OdpowiedzUsuńCzuję się trochę przekonana Twoją recenzją, do tej pory unikałam twórczości Doroty Masłowskiej;)
OdpowiedzUsuńNie widziałam całego filmu - tylko parę śmieszniejszych fragmentów, ale ogólnie nie mam zamiaru ani go oglądać ani po książkę sięgać. Jakoś mam ... awersję.
OdpowiedzUsuń