Zachwycam się prozą Jakuba Małeckiego od lat, odkąd po raz pierwszy przeczytałam Dygot. Kocham ten klimat małych społeczności, w których roi się od tylko z pozoru podobnych do siebie bohaterów- filozofów życia z własną, wyjątkowo intrygującą historią przeznaczoną wyłącznie dla oczu czytelnika. Tacy są także mieszkańcy międzywojennego Koła, prości a zarazem szalenie interesujący bohaterowie Sąsiednich kolorów.
⚰️
Krystian Dzierzba fach odziedziczył po ojcu. Tworzy z drewna dla żywych i umarłych. Na liście zleceń „na ostatnią drogę” ma trumnę dla kobiety, która umarła z tęsknoty. I tu powstaje pytanie, czy to możliwe? Zadaje je sobie nie tylko stolarz, ale również mąż zmarłej, kochanek i cała kolska społeczność. A obok śmierci dalej toczy się życie. Jest przyjęcie w ogrodzie doktora Steina, zbiorowy gwałt na młodej dziewczynie, spotkanie z Diabłem i wreszcie próba kolskiego samosądu. I tylko ta śmierć zawsze blisko, zawsze za rogiem.
⚰️
Aż dziw bierze, że na niespełna 200 stronach Małecki stworzył historię kompletną, połączoną nicią silnych zależności, ciekawą a jednocześnie szalenie poruszającą. Jest w niej realizm magiczny, odniesienia do folkloru i tak ceniona przeze mnie dbałość o szczegóły. Każda z postaci jak inny kolor na malarskim płótnie barwi narrację swoją opowieścią niespiesznie, z rozwagą odkrywając przed Nami to, co może i chce powiedzieć. Bliskie to wszystko prozie Wiesława Myśliwskiego (którą kocham jeszcze bardziej), ale tą prozą nie jest. I chwała Małeckiemu za to. Nie naśladuje tylko tworzy i to na swój oryginalny sposób.
⚰️
Jeśli jeszcze nie znacie twórczości Jakuba Małeckiego a tak jak ja kochacie powieści, które pod płaszczem błahej historii skrywają filozoficzne rozważania natury egzystencjalnej, to Sąsiednie kolory z pewnością przypadną Wam do gustu. Wystarczy tylko spojrzeć wgłąb trzech pokoleń rodziny Dzierzbów, zajrzeć do serca szalonej Leokadii, poznać do czego zdolny jest czworonożny Bóg, by przekonać się, że życie nie zawsze jest takie, jakim mogłoby się wydawać.
⚰️
PS. O malarstwie i kolorach jako takich też coś znajdziecie. W końcu nie po to Siemaszko z oddaniem maluje swoje pejzaże, żeby nie było kolorów.
⚰️
Krystian Dzierzba fach odziedziczył po ojcu. Tworzy z drewna dla żywych i umarłych. Na liście zleceń „na ostatnią drogę” ma trumnę dla kobiety, która umarła z tęsknoty. I tu powstaje pytanie, czy to możliwe? Zadaje je sobie nie tylko stolarz, ale również mąż zmarłej, kochanek i cała kolska społeczność. A obok śmierci dalej toczy się życie. Jest przyjęcie w ogrodzie doktora Steina, zbiorowy gwałt na młodej dziewczynie, spotkanie z Diabłem i wreszcie próba kolskiego samosądu. I tylko ta śmierć zawsze blisko, zawsze za rogiem.
⚰️
Aż dziw bierze, że na niespełna 200 stronach Małecki stworzył historię kompletną, połączoną nicią silnych zależności, ciekawą a jednocześnie szalenie poruszającą. Jest w niej realizm magiczny, odniesienia do folkloru i tak ceniona przeze mnie dbałość o szczegóły. Każda z postaci jak inny kolor na malarskim płótnie barwi narrację swoją opowieścią niespiesznie, z rozwagą odkrywając przed Nami to, co może i chce powiedzieć. Bliskie to wszystko prozie Wiesława Myśliwskiego (którą kocham jeszcze bardziej), ale tą prozą nie jest. I chwała Małeckiemu za to. Nie naśladuje tylko tworzy i to na swój oryginalny sposób.
⚰️
Jeśli jeszcze nie znacie twórczości Jakuba Małeckiego a tak jak ja kochacie powieści, które pod płaszczem błahej historii skrywają filozoficzne rozważania natury egzystencjalnej, to Sąsiednie kolory z pewnością przypadną Wam do gustu. Wystarczy tylko spojrzeć wgłąb trzech pokoleń rodziny Dzierzbów, zajrzeć do serca szalonej Leokadii, poznać do czego zdolny jest czworonożny Bóg, by przekonać się, że życie nie zawsze jest takie, jakim mogłoby się wydawać.
⚰️
PS. O malarstwie i kolorach jako takich też coś znajdziecie. W końcu nie po to Siemaszko z oddaniem maluje swoje pejzaże, żeby nie było kolorów.
AUTOR:
Jakub Małecki
TYTUŁ:
Sąsiednie kolory
WYDAWNICTWO:
SQN
LICZBA STRON:
252
0 komentarze:
Prześlij komentarz