poniedziałek, 16 stycznia 2017

Młodość w czasach komunizmu ["Mój rok 1984"- Artur M. Golatowski]

Pokolenia wychowane w czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej wspominają swoją młodość z sentymentem. Na polskim rynku wydawniczym znajdziemy wiele pozycji, które bardziej lub mniej bezpośrednio opowiadają o dojrzewaniu młodych Polaków w czasach, gdy papier toaletowy był towarem luksusowym, a wyjazd zagraniczny stanowił szczyt marzeń każdego rodaka. Do grona tych, którzy z rozrzewnieniem wspominają czasy komunizmu dołącza Artur M. Golatowski, autor książki pt.: Mój rok 1984. W jego powieści, podróż po tych bezpowrotnie minionych czasach funduje nam sympatyczny chłopak z Warszawy.

Marcel to przeciętny nastolatek. Dorasta w nieprzeciętnych czasach i na własnej skórze doświadcza wątpliwych dobrodziejstw ówczesnego ustroju. Jego historia zaczyna się w roku 1983, wyprawą na obóz wędrowny, a kończy tuż po egzaminie maturalny w 1985 roku. W ciągu tych dwóch lat w samym Marcelu zachodzi wyraźna przemiana. Chłopak dorasta pod względem emocjonalnym i intelektualnym. Z nastolatka zapatrzonego w jedną dziewczynę, staje się flirtującym młodym człowiekiem, któremu daleko do jakiegokolwiek zobowiązania. Przy tym wszystkim, daje nam się poznać jako wyjątkowy meloman, który sporą część swojego życia spędza na słuchaniu muzyki, oczywiście z radiowej Trójki.

Mój rok 1984 to kompilacja osobistych wspomnień w postaci tradycyjnej narracji, zapisków pamiętnikarskich oraz uporządkowanych chronologicznie zestawień Listy Przebojów Radiowej Trójki, opatrzonych odautorskim komentarzem na temat osobliwości czasów komunizmu. Krótko mówiąc: literacki misz-masz. Pośród tych różnorodnych treści nie łatwo o pełną koncentrację. Jeśli jednak będziecie stale kroczyć śladem Marcela, to z pewnością wraz z nim dobrniecie do matury i jego ostatnich koncertowych przygód. 

Nie da się ukryć, że oprócz wzmianek na temat aktualnych wówczas wydarzeń politycznych, to właśnie odwołania do muzycznego repertuaru lat 80. są najmocniejszą stroną tej powieści. Wszelkie pozostałe wątki zdecydowanie ustępują miejsca refleksjom na temat takich przebojów jak: Forever Young, Andzia i ja , Obudź się, Knife i wiele innych, o których wspomina nasz narrator. Przy czytaniu tej książki wprost nie można oderwać się od muzyki, bo tylko dzięki niej mamy szansę odtworzyć specyficzny klimat tamtych lat.




Tym muzycznym akcentem zachęcam tych dorastających w latach 80-tych XX wieku do lektury przygód Marcela i sentymentalnej podróży do czasów, gdy w kraju powszechnego niedoboru młodzi ludzie stale doświadczali nadmiaru wrażeń.

AUTOR:
Artur M. Golatowski
TYTUŁ:
Mój rok 1984
WYDAWNICTWO:
LICZBA STRON:
356
RECENZJA PRZEDPREMIEROWA

6 komentarzy:

  1. Chętnie przeczytam, po recenzji wnioskuję, że to interesująca książka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasy, w których dorastali nasi rodzice, rzeczywiście są bardzo specyficzne. I chętnie wracam do tamtych lat za pomocą opowieści i historii opowiadanych przez starszych :) I te piosenki, ta muzyka. Uwielbiam <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuję, że to historia dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety dla mnie rocznik 65 książka ta jest wyjątkowo nudna. Wielokrotne powroty autora do już opisanych sytuacji nudzą no bo ile razy można powracać do tego samego tematu. Książka po "odcedzeniu" setek encyklopedycznych opisów różnych haseł typu "Pewex", Popiełuszko, stan wojenny, Breżniew, Gorbaczow, kartki na mięso czy lista przebojów i dziesiątki cytatów i tłumaczeń lądujących tam przebojów jest nudna jak flaki z olejem. Gdyby nie te zapchaj dziury to książka ta składałaby się ze 100 stron. Nie przeczę, że powróciłem do lat młodości i podobnych miłosnych uniesień i podobnych bolesnych "upadków" ale to nie to na co liczyłem. Jedynie co mnie wzruszyło to znany mi z lat 1981 - 1986 "Lumel" w Niesulicach oraz Świebodzin za czasów przed Chrystusem, kiedy tam jeździłem z kumplami na obozy OHP (Ochotnicze Hufce Pracy) do sadu. Tak ongiś było i przykre, że tak się tam zmieniło po tych ponad 30 latach. Być może dane nam było się tam spotkać z autorem tej książki na pomoście albo na boisku do siatkówki... Nie wiem jak nazwać to "dzieło" bo dla nas "dzieci komuny" jest wspomnieniem naszej cudownej młodości, a dla współczesnych niewolników smartfonów jest to niepojętne science fiction. No bo jak kurna można było wtedy żyć i być szczęśliwym. No właśnie można było bo miało się PRZYJACIÓŁ ... Dziesiątki prawdziwych kumpli na dobre i złe, a nie tysiące wirtualnych znajomych na Facebooku. No ale kto teraz skuma o co kaman ? He He nikt tylko my „komusze” bachory lat 60-70 wiemy o co tu chodzi i za czym tęsknimy. Kurwa za naszą piękną młodością bo wtedy mieliśmy głęboko w dupie politykę i to co „dotyczyło” starszych ludzi zmagających się z ówczesnym reżimem …

    OdpowiedzUsuń
  6. No i to rozczarowujące zakończenie "Jutro matura. Trzymajcie za mnie kciuki" No i co dalej, co z Alicją, co z Eweliną a zwłaszcza z Julitą ??? Czuje się ogromny niedosyt !!! Książka która sprawia, że czytający ma ogromny żal do autora o to, że wkręcił go w ciekawy wątek jego miłosnych przeżyć i kicha, niespodziewanie urywa wszystko co było najbardziej interesujące w tej książce, która jest głównie przewodnikiem po muzycznym świecie lat 80 - tych. Czytając tą książkę często powracałem do swoich cudownych lat 80-tych, często utożsamiałem się z autorem ale niespodziewanie wylano na mnie kubeł zimnej wody. Urwano wspomnienia i wszystko co było piękne. Dziwna książka, po której czuje się niedosyt i pustkę ...

    OdpowiedzUsuń